-I postępuj waszmość z umiarem – dodał Kościuszko, po czym spoglądał jak Michał z dwójką kosynierów skierował się w miejsce, gdzie przetrzymywano rosyjskich jeńców.
Minęło kilkanaście minut, gdy pułkownik i kosynierzy przywdziali rosyjskie mundury, po czym wsiedli na konie i ruszyli drogą prowadzącą do Krakowa. Po kilku minutach dostrzegli wóz podczaszego krakowskiego, który był tak zadowolony z siebie, że nawet zaczął śpiewać, chociaż nie potrafił.
-Nie będziemy dłużej czekać – uznał Michał i zwrócił się do Jana i Bartosza, którzy jechali obok niego. – Gdy ich zatrzymamy macie się nie odzywać. I jeszcze jedno. Ty Janie będziesz od teraz Iwanem, a ty Bartoszu będziesz Wasylem.
-Mam być Wasylem panie pułkowniku? Najpierw zostałem Głowackim, a teraz będę Wasylem?
-Tylko dzisiaj – zaśmiał się Michał – bo w Rosji nie ma Bartosza. A teraz galopem – rozkazał i ruszyli w stronę oddalonego o kilkadziesiąt metrów wozu. Gdy w końcu znaleźli się na jego wysokości pułkownik zajechał drogę i krzyknął. – Stój – po czym wycelował pistoletem w woźnicę. Ten od razu zatrzymał wóz i wystraszony spojrzał na równie wystraszonego Witkowskiego. – Eto wasz chłop? – zapytał i zeskoczył z konia. Następnie zbliżył się do szlachcica, który zrobił się blady ze strachu. – Eto wasz chłop?
-Mój jaśnie panie oficerze – odpowiedział łamiącym się głosem. Wtedy Michał podszedł do związanego kosyniera i pochwycił za kosę leżącą na wozie. Następnie uniósł ją do góry i przeciął sznur, którym kosynier był przywiązany do wozu.
-Ty bił moich sołdatów, to ja ubiju tjebia – krzyknął Michał i pochwycił kosyniera za sznur, którym miał skrępowane ręce, a następnie ciągnął go w stronę oddalonych o kilkadziesiąt metrów brzózek.
-Panie, pomiłuj panie – lamentował chłop i szedł za ciągnącym go Michałem. – Panie, nie zabijaj – błagał kosynier, który w końcu zaczął płakać. Pułkownik jednak udawał bezwzględnego i doprowadził kosyniera pod skupisko kilku niewielkich brzózek.
-Słuchaj waść, gdy strzelę masz upaść na ziemię i będziesz leżał, dopóki po ciebie nie przyjdę. A teraz lamentuj – i po tych słowach cofnął się o kilka kroków.
-Panie, pomiłuj panie – krzyczał chłop, a wtedy Michał uniósł pistolet i strzelił obok kosyniera. Ten zaś zgodnie z poleceniem upadł i leżał bez ruchu. Następnie Michał ruszył w stronę wozu, na którym siedział przerażony szlachcic i jego woźnica.
-Eto wasz chłop?
-Nie panie! On nie mój. To chłop mojej żony, ale ja nie lubię żony – tłumaczył się Witkowski.
-Chłopa ubiłem, ale tjebia nie ubiję – oznajmił Michał i szyderczo uśmiechnął się do szlachcica.
-Dzięki ci miłościwy panie. Stokrotnie ci panie dziękuję.
-Za karę diesiat batów – oznajmił Michał, po czym spojrzał na Jana i rozkazał.
-Iwan. Dziesięć batów. Wasyl, uwiąż go do wozu – rozkazał swoim podwładnym. Po chwili Jan zabrał bat woźnicy i ustawił się za wozem, do którego Bartosz przywiązał wystraszonego szlachcica. Następnie Michał usiadł na konia i spojrzawszy porozumiewawczo na swego sługę, rozkazał. – Bij Iwan – i po chwili Jan uderzył batem Witkowskiego, który jęknął z bólu. Po kilkudziesięciu sekundach chłosta została zakończona, a wtedy Bartosz odwiązał mu ręce i pomógł siąść na wóz. – Iwan. Zabierz jednego konia – polecił podwładnemu, który pospiesznie wypełnił rozkaz. Następnie Michał podjechał do woźnicy i wydał rozkaz. – Jedź, ale bystro, bo też każę cię wychłostać.
-Już jadę, jaśnie panie – odparł woźnica i uderzył batem konia, który gwałtownie pociągnął wóz do przodu. Zaraz też szlachecki wóz zaczął się oddalać, aż w końcu zniknął im z oczu.
-Nie chciał konia i pieniędzy, to dostał baty – zażartował Michał ku radości swoich podwładnych.
-Nigdy nie chłostałem szlachcica – rzekł Bartosz.
-Będziesz miał co opowiadać wnukom, panie Głowacki – i po tych słowach ruszył w stronę brzózek, pod którymi leżał nadal kosynier. – Możesz waść powstać – krzyknął na leżącego, który od razu podbiegł do pułkownika i ucałował go w rękę. – Wystarczy tego – skarcił go Michał. – Uratowałem cię od pana, ale do swojej wsi nie będziesz mógł już wrócić.
-Nie chcę tam wracać panie.
-A jak masz na imię?
-Antoni.
-Tak jak mój ojciec. Potrafisz Antoni jeździć na koniu?
-Na koniu, na wole, a nawet na ośle – odparł zadowolony kosynier.
-To dobrze, bo zabrałem twojemu panu konia, żebyś mógł wrócić z nami do obozu. – Następnie skinął na Jana i Bartosza, żeby podjechali do nich razem ze zdobycznym koniem.
Nie upłynęło nawet pół godziny, gdy pułkownik wraz z trójką kosynierów znaleźli się w obozie pod Racławicami. Ich widok wywołał euforię wśród kosynierów, którzy pochwycili Michała i podrzucając go do góry wiwatowali na jego cześć. W końcu, gdy postawili go na ziemi pojawił się generał Wodzicki, który zaprowadził go do namiotu naczelnika. Tam też Michał zdał krótką relację ze swej misji i usłyszał pochwałę od Kościuszki.
-Masz panie pułkowniku niebywałe pomysły, ale ten dzisiejszy był najwyborniejszy.
-Dziękuję panie naczelniku.
-Ten dzisiejszy afront z tym głupawym szlachcicem dał mi do myślenia i teraz wiem, że trzeba ulżyć doli chłopów, którzy będą w insurekcji – zaakcentował na koniec Kościuszko.
-Wyborny pomysł – pochwalił Michał i czekał niecierpliwie na to, co oznajmi naczelnik.
-Pańszczyzny nie zniosę, bo szlachta prędzej podda się zaborcom, niż zaakceptuje moje postanowienie, ale ograniczę walczącym chłopom pańszczyznę o połowę. Ci, którzy pracują za darmo przez sześć dni w tygodniu będą pracować trzy dni i tak samo będzie z tymi co odrabiają pańszczyznę przez pięć, cztery lub trzy dni.
-Teraz kosynierzy będą bić się do upadłego – oznajmił z zadowoleniem Michał.
-Gdy tylko dotrzemy do Połańca wydam uniwersał, w którym to wszystko będzie ogłoszone.
-Czyli kierujemy się na Połaniec?
-Tak, ale ty panie pułkowniku pojedziesz na Litwę. Lada dzień wybuchnie insurekcja w Warszawie, bo wysłałem tam już rozkazy, ale też trzeba zadbać o to, aby wyzwolić od Ruskich Wilno.
-Czyli mam jechać do Wilna?
-Tak. Mam do ciebie zaufanie panie pułkowniku i wiem, że razem z generałem Wawrzeckim oswobodzicie Wilno i Litwę.
-Cieszę się, że będę walczył pod generałem Wawrzeckim.
-Jego też awansowałem, tak jak waszmość pana.
-Mam tylko jedno pytanie? – rzekł Michał i zawahał się na moment.
-Słucham cię pułkowniku.
-Kiedy pojadę na Litwę, kto będzie dowodził kosynierami?
-Generał Wodzicki.
-Ciekawe, bo co innego mówił na obiedzie u pani starościny wolbromskiej.
-To prawda. Dzięki tobie panie pułkowniku teraz jest wielu, którzy chcą dowodzić kosynierami. Ale nie przejmuj się waszmość, nie odbiorę ci kosynierów. Będziesz panie pułkowniku zastępcą generała Wodzickiego, a wiem, że dobrze się dogadujecie.
-Generał Wodzicki to przyzwoity człowiek – przyznał Michał.
-Pożegnaj waszmość kosynierów i szykuj się do drogi, bo Wilno czeka. Dam ci jeszcze pułkowniku kogoś do pomocy.
-Dziękuję, ale mam dobrego żołnierza od pani starościny wolbromskiej.
-Skoro tak to czekam na twój powrót panie pułkowniku. Czekam na dobre wieści z Wilna – i po tych słowach Kościuszko uśmiechnął się do Michała, który skłonił się i opuścił jego namiot.