Rozdział 28. Późnym popołudniem Stanisław wypalał papierosa za papierosem w swoim pokoju, gdy do drzwi zapukał jego kolega Eugeniusz Pudłowski. Od kilku lat był on komendantem w komendzie miejskiej policji i zarazem dobrym znajomym najmłodszego z braci Kochańskich.
-Cześć Stasiu. Zadymiłeś tymi papierochami jak szaman w murzyńskiej chacie.
-Cześć Gieniu. Siadaj – wówczas tamten usiadł i postawił na stoliku butelkę markowej wódki. Następnie uśmiechnął się do kolegi i zaproponował.
-Po kielonku?
-Nie – odparł Stanisław.
-Chłopaki cię odwiozą do domu – zaoferował się Eugeniusz.
-Wiem, ale nie mam nastroju do picia.
-Nie poznaję kolegi – zażartował.
-Przez ostatnie pięć lat o nic cię Gieniu nie prosiłem, a ty zawracasz mi gitarę średnio raz na miesiąc.
-Mała poprawka. Co o najwyżej raz na dwa miesiące.
-Czyli średnio sześć razy w roku – zażartował Stanisław.
-Przesadzasz Stasiu tak samo, jak Stach Wokulski w „Lalce” – wtrącił żartobliwie Eugeniusz.
-Gieniu, nie baw się w polonistę, tylko znajdź mi tego gnojka – przemówił stanowczo Stanisław.
-Ale najpierw daj kieliszki.
-Ale ja nie piję.
-To ja będę pił za ciebie – oznajmił zadowolony Eugeniusz. Wtedy Stanisław sięgnął do biurka i postawił dwa kieliszki. – Nie myślałem, że tak bardzo ci zależy na jakiejś tam dziewuszce.
-To powiem ci, że rodzice tej dziewuszki płacą podatki, z których ty dostajesz wypłatę za to, żebyś robił to, co do ciebie należy.
-Oj, joj – zaczął z uśmiechem Eugeniusz, nalewając wódkę do kieliszków. – Już gdzieś to słyszałem.
-To powiem ci, że to jest narzeczona mojego bratanka.
-To czemu mi tego nie mówiłeś?
-Bo nie wszyscy muszą o tym wiedzieć – zdenerwował się Stanisław.
-Przyszedłem z tą wódką, bo chłopaki dzwonili do mnie przed chwilą, że właśnie go złapali i zaraz go tu przywiozą.
-To teraz się z tobą napiję. Zdrowie niezawodnej policji – zażartował Stanisław i razem z kolegą opróżnili kieliszki. Zaraz też Eugeniusz napełnił je ponownie i zaproponował toast.
-Zdrowie naszej prokuratury, która jak chce to może, a jak nie chce, to nie pomoże – i znowu opróżnili kieliszki, które Eugeniusz znowu chciał napełnić.
-Nie tak szybko. Nie jesteśmy na bankiecie w Moskwie – powstrzymał go Stanisław.
-Jest tylko mały problem, bo to syn posła Antosiewicza.
-Guzik mnie to obchodzi – odparł Stanisław. – Przez to, że im tak pobłażamy, to potrącają już ludzi na pasach i w dodatku przy zielonym świetle.
-To przez to, że rodzice kupują tym gnojkom takie samochody. Powiem ci Stasiu, że jak zobaczyłem jak mój Krzysiek jeździ moim Mercedesem, to mu przestałem dawać kluczyki. A ostatnio kupiłem mu starego Poloneza i będzie nim jeździł, aż zmądrzeje.
Tu rozległo się pukanie i w drzwiach stanął młody policjant.
-Dzień dobry. Mamy go panie prokuratorze.
-Wprowadźcie go tu – i po chwili stanął przed nimi młody chłopak, który bynajmniej nie wyglądał na zmartwionego.
-Imię i nazwisko – rozkazał stanowczo Stanisław.
-A nie poprosi mnie pan, żebym usiadł?
-Nie, bo będziesz miał okazję tyle sobie posiedzieć, że ci się odechce.
-Jarek Antosiewicz. Mój ojciec jest posłem.
-Ty za to jesteś osłem – zakpił Stanisław, tak że Eugeniusz zanosił się od śmiechu.
-Pan mnie obraża, żądam adwokata.
-Adwokat będzie ci potrzebny, i to nawet nie jeden gnojku jeden.
-Będzie pan świadkiem, że ten pan mnie obraża – i tu spojrzał wymownie na Eugeniusza. Ten zaś od razu odparł.
-Wiesz co Stasiu, ja to bym najchętniej przed tym przesłuchaniem spuścił mu smary. Na przykład, za atak na policjanta.
-Nie możemy tej przyjemności odbierać jego ojcu – zażartował Stanisław.
-Mój tata jest posłem i najpóźniej jutro będziecie musieli mnie wypuścić.
-A mnie się wydaje, że jutro będziesz miał okazję przekonać się jak smakuje więzienny chleb.
-Mój tata ma świetne układy i pół roku temu był nawet na imieninach u premiera Pluska.
-Roznosił szampana czy zakąski? – zakpił Stanisław ku radości swego kolegi Eugeniusza.
-Tata ma nawet zdjęcie z premierem.
-A ja mam portret z prezydentem i raz w miesiącu oglądam z panią prezydentową dobranockę.
-Ale się uśmiałem – odparł Antosiewicz.
-Zobaczymy jak będziesz się śmiał, gdy usłyszysz wyrok. I nawet twój ojciec ci nie pomoże, bo posłowie z „Prawdy i Sumienności” tylko czekają na takie wpadki, jaką ty zrobiłeś ojcu. – Następnie Stanisław zwrócił się do kolegi. – Gieniu każ go zamknąć, bo dzisiaj już nie chce mi się go przesłuchiwać.
-To pan mnie nie wypuści? – zapytał z przerażeniem Antosiewicz.
-Posłucha gnojku. To, że potrąciłeś dziewczynę na pasach, to może się zdarzyć, chociaż nie powinno. To, że się nie zatrzymałeś, chociaż miałeś czerwone światło, tego już nie da się usprawiedliwić. A to, że zwiałeś z miejsca wypadku niczym pies z podkulonym ogonem i nie udzieliłeś pomocy potrąconej dziewczynie, to tego ci nie daruję.
-Ale ja byłem w szoku.
-W szoku to będziesz, jak się znajdziesz za kratkami. – Po czym zwrócił się do kolegi. – Każ go zamknąć Gieniu. Ja idę do domu – i zaraz po wyprowadzeniu przez policjanta oskarżonego, powstał z krzesła i wolnym krokiem kierował się na parking.