Rozdział 27. Kilka godzin później Michał czekał niecierpliwie na swojego stryja przed blokiem operacyjnym. Nagle na korytarzu pojawili się jego dwaj stryjowie, Adam i Stanisław.
-Nie martw się Michałku, chłopaki go szukają. Jeszcze dzisiaj dorwiemy gnoja – zapewniał go Stanisław.
-Co mnie to obchodzi stryju – odparł zrezygnowany. Nastała chwila milczenia. – Nie chcieliście tego ślubu, to macie coście chcieli – dodał rozgoryczony.
-Wierz mi, że wolałbym być samemu potrąconym, zamiast Asi.
-Takie kity to może stryj wciskać studentom na wykładzie, ale nie mnie – odrzekł Adamowi. Następnie nastała długa cisza, gdy w końcu pojawił się Jan. Michał poderwał się na równe nogi i pobiegł w jego stronę.
-Michałku, ja naprawdę chciałem dobrze – zaczął tłumaczyć się Jan.
-Stryju, co z Asią?
-Z Asią dobrze, ale ja muszę ci się wytłumaczyć.
-Nie teraz, powiedz mi co z Asią?
-Miała dużo szczęścia i zapewniam cię, że do wesela wyzdrowieje.
-Dziękuję ci – i objąwszy go rękami podniósł go do góry.
-Puść mnie – i Michał go postawił na ziemi. – Nabawisz się przepukliny i jeszcze ciebie będę musiał operować – zażartował Jan.
Następnie spojrzał na swoich braci i zapytał Michała. – Mówiłeś Asi o wszystkim?
-Nie mówiłem – odparł Michał.
-A mógłbyś jej w ogóle o tym nie mówić? – poprosił go Stanisław.
-Dobrze, tylko powiedzcie mi, który z was to wymyślił?
-Chodzi ci o te sfałszowane badania? – zapytał Jan.
-Tak.
-To był Michałku mój pomysł – rzekł ze skruchą Jan.
-To też nasza wina, bośmy mu na to pozwolili – dodał Adam.
-Nic jej nie powiem, stryju – zwrócił się do Jana.
-Dziękuję, Michałku.
-To ja ci dziękuje stryju za to, że ją ratowałeś – rzekł Michał i objął mocno Jana.
-Muszę podziękować Panu Bogu, że mogłem się zrehabilitować.
-Kiedy mogę ją zobaczyć?
-Nie wcześniej niż jutro. Będę przy niej czuwał, nie martw się – zapewnił go Jan.
-Nie mów jej Michałku jutro o niczym – poprosił Stanisław.
-Nie powiem, ale wiesz stryju – zwrócił się do Stanisława – że milczenie kosztuje? – zażartował Michał.
-Wiemy – wtrącił się Adam – i powiedzmy, że opłacimy wam wesele i damy coś na dobry początek.
-Na wesele dali mi już pieniądze dziadkowie, tak że ich nie potrzebuję.
-To powiedzmy, że opłacimy wam miesiąc miodowy w Afryce – zaproponował Adam.
-Nie musicie.
-Ale chcemy – rzekli wraz bracia Kochańscy.
-No dobrze, zgadzam się – odparł z uśmiechem Michał.
-A ty z czego się cieszysz? – zwrócił się Adam do Stanisława. – Złapaliście już tego bandziora?
-Jeszcze nie, ale go złapiemy – odparł Stanisław.
-To przestań się uśmiechać i pogoń ich, żeby się wzięli do roboty.
-No właśnie Stasiu. Wstyd to okrutny, żeby bandzior, który potrącił narzeczoną bratanka prokuratora, tyle czasu nie był złapany – wtrącił Jan.
-Macie rację, jadę do siebie do prokuratury. – I po tych słowach pospiesznie skierował się w stronę wyjścia, a jego skruszeni bracia prowadzili niełatwą rozmowę z Michałem