„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”
* * *
W liceum klepałem straszną biedę na matematyce i fizyce. W to wszystko sam się niestety wpakowałem, bo znalazłem się w klasie o profilu mat-fiz niczym ten przysłowiowy Cygan, co to dla towarzystwa dał się powiesić. Najlepsza koleżanka i koledzy z osiedla tam szli – to i ja głupi.
Byłem tak beznadziejny, że nie potrafiłem nawet odróżnić zadania łatwego od trudnego. Profesor ciągle krzyczał, kiedy kompromitowałem się przy tablicy: „Ech, ty to najwyżej jakimś artystą możesz zostać! Chodzisz do tej szkoły i tylko zelówki zdzierasz! Siadaj, baraneczku! Dwa!!!”. Ale tak dużo było tych sytuacji, że w końcu się przywykło i nie robiło to na mnie większego wrażenia.
Z czasem zauważało się też, że to po prostu szkolny rytuał, rodzaj psychodramy, teatr. Że przy odrobinie sprytu da się przeżyć. Wykorzystywaliśmy, z podobnymi do mnie bęcwałami, ekscentryczność i specyficzny brak uwagi Profesora, który miał te cechy monstrualnie rozrośnięte – jak przystało na prawdziwego, wybitnego Matematyka, ucznia samego Wacława Sierpińskiego!
A to w trzeciej minucie lekcji, po sprawdzeniu listy, szło się gąbkę zmoczyć i już się do klasy nie wracało (koledzy-harcerze z drużyny wodniackiej mieli klucz do harcówki i tam się dekowaliśmy). A to jakimś cudem, dzięki podpowiedziom zza pleców dobrze grających kolegów, remisowałeś z Profesorem w warcaby stupolowe podczas symultany (rozgrywanej oczywiście na lekcji). A to odpowiedziałeś trafnie na któreś z filozoficznych Pana Profesorowych pytań w stylu: co w życiu jest za darmo? (odpowiadałeś trafnie, bo słyszałeś to już sto razy). Albo znałeś historię wygranej Profesora w partii szachowej z mistrzem świata Michaiłem Talem (to słyszałeś dwieście razy). Ważne było też prowadzenie grubego zeszytu w formacie A4 z setkami zadań z badania przebiegu zmienności funkcji. Przy czym zupełnie nieistotne było, co tam wypisywałeś i rysowałeś. No i wreszcie, last but not least, w soboty musiałeś chodzić na czterogodzinne kółko matematyczne „dla chętnych”, w czasie którego Profesor często grał na akordeonie, a któraś z asystentek wypisywała na tablicy tekst Jego ulubionej piosenki. I śpiewaliśmy głośno:
„Mieliśmy wtedy po 16 lat, / kiedy biegaliśmy wśród drzew / i kwiatki sypał na nas wiśni kwiat / w wiosenny dzień…”
CDN…
zdj.: Tomasz Młynarczyk