Pani Grażyna nie mieszka już w Radzyńskiem, ale informacja o tworzeniu muzeum w byłej katowni gestapo i UB dotarła do niej za pośrednictwem znajomych i mediów. Bardzo zależało jej na przekazaniu świadectwa o ojcu i jego braciach.
Stryjów pani Grażyny, Aleksandra (34 lata), Eugeniusza (25) i Henryka (22) Niebrzegowskich z Krasewa, Niemcy aresztowali pod zarzutem posiadania broni na przełomie 1939 i 1940 roku. W radzyńskiej katowni poddali ich wymyślnym torturom, o których informacje przekazały rodzinie siostry zakonne posługujące w sierocińcu znajdującym się obok aresztu gestapo, do którego przynosiły więźniom pożywienie i herbatę. Podczas krwawych przesłuchań Niebrzegowskim wyrwano paznokcie, przypalano i bito. Sąd Doraźny Batalionu Policyjnego 5 lutego 1940 roku skazał braci na rozstrzelanie. Kazano im wykopać dół, nad którym ich zabito i zasypano wapnem.
Czwarty z braci Jan, ojciec pani Grażyny, pensjonariuszem radzyńskiej katowni został już w komunistycznych czasach. Podpadł za handel trzodą chlewną. Nocą, w środku zimy musiał uciekać przed obławą UB boso do lasu, ukrywać się. W końcu został schwytany. W 1950 roku, po śledztwie w Radzyniu, przebywał w więzieniu w Białej Podlaskiej, zaś w 1952 na Zamku w Lublinie. Ogromne wrażenie robi ta część opowieści, która opisuje jedyną nadzieję więźniów, współtowarzyszy Jana Niebrzegowskiego, modlitwę na różańcu wykonanym z więziennego chleba.
Ilu takich świadectw, pojedynczych, ale jakże przejmujących, bo każde z nich jest okupione cierpieniem, pozbawiamy się odkładając w czasie merytoryczną działalność muzeum? „Uprzejmie proszę o powiadomienie o uroczystości otwarcia Muzeum, ponieważ chcę uczcić i oddać hołd poległym, którzy oddali swoje życie za wolność”, pisze pani Grażyna.
Miejmy nadzieję, że się doczeka.