(dźwięk dzwonów)
-Na nieszpory biją u Dominikanów. Czas na mnie. Dziękuję za gościnę. Jestem już wolny, towarzyszu generale?
-U nas wszyscy ludzie wolni, towarzyszu zakrystianie! Siadajcie, tak się miło gwarzy. Do czego wam spieszno? Ksiądz nie żyje a mnie ciekawią te wasze kościelne sprawy. To powiadacie, że jak nie ma tego… ministrantczika..
-ministranta
-to do mszy służycie?
-Tak, czasami
-Łatwa robota?
-Pewnie. Dzwonkami zadzwonić, kadzidłem pomachać, czasem na tacę zebrać
-Z tacy coś skubnąć…
-Broń Boże! Grzech śmiertelny, zresztą ksiądz na grosz łasy, na ręce patrzy. Patrzył…A co, chciałby towarzysz spróbować? Komża się jakaś znajdzie
-Hahaha!!! „Diabeł się w ornat przebrał i na mszę ogonem dzwoni”. Lubię te wasze polskie przysłowia. Ja towarzyszu zakrystianie niżej biskupa nie idę. A wy od kiedy w tym kościele służycie?
-Od pierwszej komunii świętej. Wszystkie chłopaki z klasy do mszy służyły: ja, Jasiek Nowak i ten wasz Maurycy
-Nas Morycek ministrantczikom służył!? A to czort, nie przyznał się! Nie ma co się wstydzić przeszłości. Sam towarzysz Stalin za młodu w seminarium był. Między nami mówiąc ja z bywszych. Jak wasz Dzierżyński. Znałem Feliksa Edmundowicza. Od niego po polsku się nauczyłem: mówić, myśleć, modlić się, kląć. I jeszcze jednego „Człowiek zawsze kłamie, papier nigdy!”
(szelest papieru)
-Czytajcie!
Z księgi kościoła pw. Wszystkich Świętych. 1 kwietnia 1945
„O świcie…pierwszego dnia Wielkanoc znaleziono niemowlę płci męskiej, zdrowe, w skromnem ubranku, z wyhaftowanem imieniem „Rudolf” i pokaźną sumą funtów szterlingów. Dziecię niezwłocznie ochrzczono i zapisano w księgach pod imieniem świętego Rudolfa oraz nazwiskiem miesiąc, po czem niezwłocznie przewiezione przez zaufanego człowieka w znane nam miejsce”
Jeszcze ciepłe te kulfony. Czyje to pismo?!
-Moje…
-Dalej nie wiecie nic o dziecku Kwiatkowskich?
-….
(szelest banknotów)
-Może to odświeży wam pamięć. Funty szterlingi. Sporo. U księdza znaleźliśmy. Należą się wam za lata służby. Boga niet i nie budiet. Bierzcie i idźcie, tylko powiedzcie, gdzie dziecko? Geniusz przechodzi w genach. Zatroszczymy się o nie. Za parę lat nasi specjaliści zrobią z niego wunderkinda. Gdziescie uwieźli Rudolfczika Leontowicza?
-….
-Milczycie? Nie chcecie po dobroci? Spokojnie, nie kulcie głowy. To nie to, co myślicie. Przemoc fizyczna jest nieskuteczna, poza tym ja też nie lubię sobie brudzić rąk. Jak rzekł jeden Amerykanin: „Dobrym słowem można zdziałać dużo, ale dobrym słowem i pistoletem więcej”.
(łoskot odsuwanej szuflady, metaliczny dźwięk załadowywanego magazynka)
– Bóg trójcę lubi. Trzy kule. Do trzech razy sztuka. Znacie rosyjską ruletkę?
-…
(dźwięk obracanego bębenka)
-Pytam się: gdzie jest dziecko?
– Nie wiem, akuszerkę spytajcie!
-Już ją Morycek pyta! A ja was pytam! Gdzie??
-…
(trzask cyngla)
-Ktoś się za was modli. Pytam jeszcze raz- gdzie chłopiec!?
-Nie wiem, matkę spytajcie!
-Z matką na razie nie idzie się dogadać. Was pytam, gdzie on?
-…
(trzask cyngla)
-Szczęściarz. Gdyby tu był ten wasz Blumsztajn to wytłumaczyłby wam, co wynika z rachunku prawdopodobieństwa. Ostatni raz pytam: Malczik gdie? Trzy…dwa…jeden…
– w rzece!
-jakiej rzece?
-W Bystrzycy, może Wieprzu…
-Co???
-Do rzeki wrzuciłem.
-Dziecko utopiłeś? Jak szczenię, jak kocię?!
-Martwy już był, jak ta akuszerka do kościoła przyniosła. Wielkanoc, procesja, rezurekcja Pochować trzeba było szybko. Przekupiła księdza tymi funtami. Ksiądz na grosz łasy tylko skrupulant. „Niechrzczonego? Na poświęconej ziemi?” Uparł się na ten niby-chrzest, kazał w księdze zapisać a potem do babki Ludwiki pochować. Ale sumienie go zagryzło. A ja rąk nie lubię brudzić. Wziąłem, nad rzekę zaniosłem i wrzuciłem. Taka klasowa nienawiść mnie ogarnęła- ona oficerska córeczka, wnuczka kamieniczników, on też burżuj i uczony to ja przynajmniej ich martwy pomiot… Świnia ze mnie. Przyznaję się. Gdzie podpisać?
-Podlec! Swołocz! Szczur cmentarny! Łżesz jak pies, kurwa twoja mać! Wysłałbym cię zaraz do twego plebana! Dobrze! Na razie dostaniesz dwa lata z 262 paragrafu za zbezczeszczenie zwłok. Już moja w tym głowa, żebyś życia nie miał i o śmierć prosił. Dam ci do celi naszego bywszego, co to wczoraj szoferem był, ale zamiast dziecka pilnować w sanitariusza się chciał bawić i baby po szpitalach woził. Niech się wykaże. No chyba, że po rozum do głowy pójdziesz i wróci ci pamięć.
Ostatni raz pytam- malczik gdie?
-W rzece.
-Straż! Zabrać pana zakrystiana do celi! Amen.