Następnie zszedł z konia i zwrócił się do swoich żołnierzy. – Macie czekać na mnie przy zamku. Ja zaraz dojadę, tylko pomówię z przeorem. – Po chwili żołnierze zaczęli wsiadać na konie i podobnie jak Kozacy oddali się z miejsca.
-Mam zostać, najjaśniejszy hetmanie? – zapytał adiutant Charliński.
-Przecież sam tu nie zostanę – sprowadził go na ziemię Kossakowski, który zbliżył się do Michała i spoglądając na niego, pogardliwie przemówił. – Ja ty wyglądasz? Taki wstyd dla Kossakowskich. – Michał jednak nic nie odpowiedział tylko spuścił głowę i spoglądał na sprofanowany krzyż. – Nie chcesz rozmawiać, to nie musisz. Mnie też się nie chce z tobą rozmawiać.
-Zatem idę do klasztoru.
-Czemuś tak pobił tych Kozaków?
-Sprofanowali krzyż.
-I cóż z tego. Powinieneś wiedzieć, że Kozacy to dzicz i nie takie rzeczy robią.
-A hetman wielki litewski im na to pozwala – odciął się Michał.
-Myślałam, że w tych murach klasztoru trochę zmądrzejesz, ale ty do końca będziesz głupi. – Po tych słowach hetmana pod klasztor przybyło dwóch żołnierzy litewskich, z których jeden był cyrulikiem. Zsiadł on pospiesznie z konia i widząc zakrwawiony bark Michała szybko do niego podszedł.
-Najjaśniejszy hetmanie, opatrzę ranę czcigodnemu bratu – zwrócił się do Kossakowskiego.
-Nie będziesz nic opatrywał. Niech go zakonnicy opatrzą – oznajmił hetman i wsiadłszy na konia ruszył z żołnierzami w kierunku zamku. W tym samym momencie otworzyła się furta klasztorna i kilku zakonników razem z przeorem podbiegło do Michała.
-Bracie Michale, cóż się stało? – zapytał zaniepokojony przeor.
-Kozacy mnie zaczepiali, aż w końcu nie wytrzymałem i dwóch z nich pobiłem.
-Pobiłeś, bracie Michale, Kozaków? – zapytał zaskoczony brat Franciszek. – Pobiłeś Kozaków gołymi rękami? – nie dowierzał zakonnik i aż pokiwał głową.
-Opowiesz mi wszystko, jak tylko ci opatrzymy ranę – oznajmił przeor i wziął pod rękę Michała.
-Czcigodny ojcze przeorze, muszę szybko jechać do „Spasionego niedźwiedzia”.
-Gdzie? – zdziwił się przeor.
-To taka karczma niedaleko katedry.
-To ty, bracie Michale, chodzisz do karczmy? – zdziwił się brat Franciszek.
-Spotkałem swojego porucznika z czasów wojny i zaprosił mnie do środka.
-Dobrze. Opatrzymy ci ranę i możesz jechać.
-Czcigodny ojcze przeorze. Muszę teraz jechać, bo niedługo porucznik Wawrzecki wyjedzie z Wilna.
-I cóż z tego, że wyjedzie! – zdziwił się przeor.
-Nie chcę, żeby wyjechał beze mnie.
-Jak to bez ciebie! Co ci chodzi po głowie bracie Michale? – zaniepokoił się przeor.
-Zbliża się wojna i to taka, jakiej jeszcze nie było. Ale nie mogę na razie nic więcej powiedzieć.
-Chcesz, bracie Michale, opuścić nas na dobre?
-Opowiem wszystko jak wrócę od porucznika Wawrzeckiego, ale tylko tobie czcigodny przeorze.
-Wiedziałem, że kiedyś od nas odejdziesz, tylko nie wiedziałem, kiedy. Opatrzymy ci ranę i jedź, skoro musisz. – Po tych słowach przeor złożył ręce i skierował się do furty klasztornej, a za nim podążył ranny Michał.