Zwykły sklep papierniczy w Lubartowie był kryjówką organizacji „Brochwicz”, kierowanej przez majora Grocholskiego.
Dla niepoznaki powstał sklep z materiałami piśmiennymi, gdzie każdy mógł wejść. Był otwarty zawsze.
Nazwa organizacji
Była związana z nazwiskiem rodu Grocholskich, jeszcze z czasów przedwojennych. Obejmowała nie tylko samego majora, ale wielu spokrewnionych z nim ludzi używało tej nazwy.
Fikcyjne małżeństwo
W kryjówce miała przebywać rodzina, oficjalnie uchodząca za wysiedlonych. – Tam potrzebna jest kobieta. Będą przychodzić różni ludzie, m. in. uchronieni od dostania się w ręce Niemców dowódcy bitwy pod Kockiem w randze pułkowników. Szereg osób z konspiracji, pochodzących z innych terenów.To będzie kwatera majora Grocholskiego, „Brochwicza”. Prowadząca sklep, Maria Oleszczukowa miała uchodzić za jego małżonkę.
Przebywali w nim ukrywający się ludzie. Ci, z głębokiej konspiracji. Pani Maria wyraziła zgodę na wypełnienie misji, przekazanej przez mojego ojca. Wzięła trochę potrzebnych rzeczy, pożegnała się z rodzicami. Wszystko trwało może pół godziny – wsiadła w przygotowane sanie i odjechała ze Stępkowa. Synka zostawiła początkowo z dziadkami, ale w krótkim czasie dołączył do mamy. Grocholski bardzo się z tego ucieszył, mówił: „Teraz jesteśmy już rodziną, poza wszystkimi podejrzeniami”.
Męczeńska droga
Major przetrwał tam szereg miesięcy. Lubartowską „dziuplę” zlikwidowano po masowych aresztowaniach w rejonie Kopiny. Wiosną 1940 r. Niemcy zatrzymali bardzo dużo ludzi. Większość wypuścili, ale kilkunastu wyjechało przez gestapo w Radzyniu, lubelski Zamek do Oświęcimia. Stamtąd już nikt nie wrócił.
„Wyrównanie rachunków”
To był czas, kiedy niemieccy koloniści w ramach swoich porachunków, nieporozumień sprzed wojny zastrzelili 9 ludzi koło torów kolejowych między Milanowem a Parczewem. Kilka czy kilkadziesiąt minut później otoczyli wieś Rudno, wybrali 50 mężczyzn i rozstrzelali w lesie Planderskim. Wtedy dla wszystkich było już jasne, kim są Niemcy, do czego dążą i czego można się po nich spodziewać.
Majątek Czetwertyńskiego
W tym czasie Grocholski sam wyjechał do Warszawy, zabrał także rodzinę z Kopiny. Wcześniej ukrywał się w niepozornych chatach, zmieniał kwatery, przemieszczał się bardzo często. Podróżował po różnych okolicznych wsiach.
Było to tuż po aresztowaniu całej rodziny księcia Czetwertyńskiego z Suchowoli. Nie tylko jego, ale także wielu czołowych funkcjonariuszy, pracujących w majątku. Przed wojną prowadzono w nim bardzo szeroką działalność. To była jedna z czołowych posiadłości magnackich w II RP.
Konie pociągowe i dla wojska
Niezależnie od tego, że miał świetnie zagospodarowaną Suchowolę i kilka przynależnych do niej folwarków, dysponował dobrze zorganizowaną stadniną koni ( każdego roku było tam przygotowanych po kilkadziesiąt wierzchowców przede wszystkim dla potrzeb wojska). Miał rektyfikację spirytusu, słynną z różnego typu wódek. Zbudował kolejkę, po której konie ładnych parę kilometrów ciągały specjalnie przystosowane wagoniki z tym, co wyprodukowano w majątku na stację kolejową. Ładowano głównie buraki cukrowe, ale także zbożem i dobrami z posiadłości. Jeden koń ciągnął po tych szynach kilkutonowy ładunek na stację w Bezwoli.