Z lat dziecinnych pamiętam, że najbardziej niebezpiecznymi i groźnymi dla nas byli dawni osadnicy niemieccy, którzy żyli z nami przed wojną.
Była mała wioska – Okalew, stosunkowo świeżo utworzona w czasie lub tuż po I wojnie światowej. Powstała na terenach wyrąbanego lasu prze właściciela Cichostowa, który sprzedał Żydom ogromne połacie leśnego starodrzewu. Ci wyrąbali drzewa, sprzedali, a za same gałęzie zwróciło im się za drzewo, jakie zapłacili gospodarzowi. Ludzie rozkupili to drzewo.
Ziemię rozparcelowali na kawałki, już po niższych cenach. Osiedliła się tam duża grupa Niemców, utworzyli całą wioskę(1). Tą ziemię doprowadzili do jakiegoś porządku i tam gospodarowali. Szukali pracy, gdzie się dało – głównie po folwarkach. Byli bardzo wytrwali w pracy, dobrze zorganizowani.
Żyli w miarę uczciwie, spokojnie. Wszyscy byli protestantami. Porozumiewali się po polsku.
W Cichostowie wybudowali swoją „Kirche”, tam się modlili, spotykali. Było tam może 30, może więcej rodzin. Tworzyli całą wioskę. Stamtąd m. in. wywodził się ten osławiony Dykow. I takich „gorliwych” Niemców znalazło się tam więcej.
Cywilny samosąd
Po opanowaniu terenów przez Niemców, zaczęli swoje dawne rozrachunki ze swoimi niedawnymi sąsiadami, jeśli ktoś wcześniej im się naraził. Pretekstem do tego było znalezienie jednego nieżywego Niemca na torach kolejowych. Z jakiej przyczyny on tam stracił życie? Nikt nie dochodził, nikt nie wie.
W każdym razie, rozpoczęli aresztowania wśród ludzi, których uważali za podejrzanych – zebrali takich 9. Bez żadnego sądu, wyroku wywieźli za tor kolejowy i rozstrzelali. Cywilny samosąd, z tym, że byli już uzbrojeni.
Dykow był już w radzyńskim Gestapo. W Wohyniu był niemiecki wójt, właśnie z Okalewa. Opanowali administrację, już pokazywali Polakom, że oni są panami. Mścili się na ludziach, którzy czymś im dokuczali przed wojną, czymś się narazili. To były pierwsze rozrachunki.
Wojsko pokazało się tylko, przeszło dalej, nikt ich potem nie widział na naszym terenie. Ich nie było, ale administracja złożona z tych miejscowych Niemców, działała i to skutecznie.
Syzyfowa praca zimą
Pierwszą najbardziej dokuczliwą okolicznością, która gnębiła Polaków to było odśnieżanie szlaków komunikacyjnych podczas pierwszej bardzo mroźnej zimy z ’39 na ’40 rok. Masowo wyganiali ludzi, żeby łopatami ten śnieg odrzucali. Opady na drugi dzień były znowu takie same. Z tym, że często zamarznięty, bo były odwilże. Śnieg zamarzał na wierzchu. Wtedy wyginęły całkowicie kuropatwy, których było mnóstwo na naszym terenie. Pozostała zwierzyna umierała z głodu.
Żydów nie było w tym czasie, tylko jeden szewc. Bardzo dobry rzemieślnik, który robił piękne buty. Obsługiwał całą wieś i nie tylko. Żył spokojnie z rodziną, nikt go nie zaczepiał. Robił tylko dobrą robotę wśród Polaków. Do czasu, kiedy zaczęto prześladować Żydów – nimi też się zainteresowali, zabrali go do getta, chyba do Parczewa. A stamtąd wszystkich w krótkim czasie wywieźli do Treblinki, tam stracili.
To były nasze pierwsze kontakty z Niemcami.
W ’41 roku najpierw stosunkowo nieduże grupy, zaczęły zwozić gotowe elementy, stawiać baraki mieszkalne dla wojska. W ciągu 2,3 dni stał gotowy budynek, przystosowany do zamieszkania. Stawiali też duże baraki dla koni. Robili to na każdym wolnym miejscu – między budynkami wiejskimi, na gruntach dworskich. Ale też tak, żeby był dostęp do wody.
W ślad za nimi, w ’41 zaczął zjeżdżać Wehrmacht. Tych było mnóstwo. W każdym domu, w każdej stodole. W międzyczasie nastąpiły masowe aresztowania. U nas utworzyła się organizacja „Brochwicz”, o dużym zasięgu. Niemcy wpadli gdzieś na jakiegoś łącznika. Przechwycili go z pasą konspiracyjną, która docierała już z Warszawy – gdzie bardziej intensywnie i lepiej zorganizowana była „Służba Polsce”. Ona wydawała biuletyny informacyjne. Z nimi został przechwycony łącznik. Wskazał Kopinę jako miejsce dostarczenia tej dokumentacji – rozpoczęły się aresztowania.
Na domiar wszystkiego, Niemcy wiedzieli o tym, że w Kopinach właścicielem folwarku, Seweryn Czetwertyński, który był polskim oficerem.
Stawił się na ich wezwanie – bo takie było, że mają stawić się do niemieckiej Komendy Wojskowej i wysyłali od oflagów jako jeńców wojennych. I on tam trafił. Została sama żona z dzieckiem w dużym domu. I do tego domu jej szwagier sprowadził jej siostrę z 5, 6 dziećmi. Mieli swoje majątki pod Winnicą, na Ukrainie. Część została po stronie sowieckiej, po I wojnie światowej, ale część była po stronie polskiej. On – adiutant Piłsudskiego, w randze majora. Gorący patriota, po bitwie pod Kockiem zjawił się w Kopinie, sprowadził tutaj żonę. Jakim cudem? Nie wiem, razem z dziećmi. I rozpoczął pracę konspiracyjną.
Niemcy jego przede wszystkim szukali. Ukrywał się od samego początku po różnych kwaterach prywatnych, po to żeby go nie chwycili. Kiedyś chodził w szlafroku po pałacu, wpadli Niemcy i spytali, czy jest major Remigiusz Grocholski? Dwóch braci, Michał i Remigiusz ożenieni byli z córkami ks. Czetwertyńskiego. Najstarsza córka, Maria Józia dostała w wianie majątek Planta – tam się osiedlili i gospodarowali, Młodsza z młodszym bratem była na Ukrainie – w czasie wojny ściągnęła tutaj z dziećmi)
-Jest! Ja go tu przed chwilą widziałem
I zaczął z nimi chodzić po tym pałacu, szukać. -No nie widzę go, nie ma! Może na folwark poszedł?
Niemcy poszli na folwark, a on szybko ulotnił się. Wiedział, że już jeż poszukiwany.
Remigiusz, absolwent Sztuk Pięknych oprócz przeszkolenia wojskowego, był utalentowanym malarzem. Jako pamiątka po nim pozostał w głównym ołtarzu w kościele suchowolskim obraz Serca Jezusowego, wiszący do dzisiaj – to jest jego dzieło. Prowadził działalność konspiracyjną, był bardzo poszukiwany.
W ślad za łącznikiem, przechwyconym z prasą Niemcy zwrócili uwagę na Kopinę. On prawdopodobnie przyznał się, że tu ją wiezie. Aresztowali wtedy kilkadziesiąt osób ze wsi. Ogrodnik, zatrudniony przy pałacu, Marceli Ostrowski nie wytrzymał tortur i jakie znał nazwiska ze wsi, tak Niemcom podawał, że oni należą do organizacji. Po krótkim czasie, zorientowali się, że wymienił je tylko dla uniknięcia tortur, bo m. in. wskazał prawie 90-letniego, ledwie chodzącego dziadka, którego znał z nazwiska. I też go zabrali na przesłuchanie. Większość z miejsca zwalniali. Po solidnych batach wracali do domów. Ale kilka osób zatrzymali.
___
1/ Kolonia miała powstać w 1898, za: J. Bilska, Pogranicze kultur – osadnictwo niemieckie, ZSP 2009.