Rozdział 16. W ciągu następnych dni Adam Kochański próbował zachęcić jedną ze swoich seminarzystek, które pod jego okiem pisały pracę magisterską, aby spróbowała poderwać Michała.
-Proszę usiąść pani Doroto – zwrócił się Adam do swej seminarzystki i zaczął kartkować wydruk jej pracy magisterskiej. – Przejrzałem pani pracę i muszę powiedzieć, że za bardzo nie mam się do czego przyczepić.
-Cieszę się panie profesorze – odparła z uśmiechem Dorota.
-To oczywiście nie znaczy, że praca jest do końca poprawna, ale myślę, że przy moich dodatkowych wskazówkach powinna pani napisać dobrą pracę.
-Będę się starać.
-No dobrze, ale proszę mi powiedzieć, co pani w tej chwili robi poza pisaniem pracy magisterskiej?
-Zbieram materiały do pracy magisterskiej.
-No dobrze – uśmiechnął się Adam – ale poza tym coś pani robi? Może szuka pani pracy?
-Pracy nie szukam, bo mój tata jest właścicielem prywatnego gimnazjum. Jak już coś to szukam męża.
-Szuka pani męża? A po co to pani?
-Ależ panie profesorze, niech pan tylko trochę pomyśli – zapędziła się studentka. – Za trzy miesiące kończę studia, o pracę nie muszę się martwić, bo będę pracować w szkole u taty, a ja nie mam narzeczonego.
-No i co z tego?
-Jak to co z tego! Jak ja się pokażę w swojej Włoszczowie bez męża?
-A myśli pani, że u boku męża będzie pani lepiej wyglądać.
-Oczywiście, że tak. Tak sobie zawsze marzyłam, że przyjadę ze swoim narzeczonym zaraz po obronie pociągiem do Włoszczowy, wysiądę z nim na dworcu kolejowym, a my teraz panie profesorze mamy nowy dworzec kolejowy…
-Dworzec jak dworzec – odparł Adam.
-Nasz jest nowy i piękny – oburzyła się Dorota.
-Pewnie tak samo piękny jak ten, który kazał go odnowić. – Po tych słowach studentka jednak nic nie odpowiedziała. – Pani Doroto dajmy spokój dworcom. Rozumiem, że dotknął panią syndrom piątego roku i chce pani za wszelką cenę znaleźć męża?
-Tak panie profesorze, dokładnie tak.
-A co będzie jak pani w ciągu tych trzech miesięcy, które pani zostały do końca studiów, nie znajdzie kandydata na męża.
-Nawet nie chcę o tym myśleć panie profesorze.
-A jeśli tak się zdarzy?
-To wtedy rodzice każą mi studiować drugi kierunek, dopóki nie znajdę narzeczonego, który będzie magistrem.
-No cóż pani Doroto, życzę powodzenia. Proszę przyjść za tydzień, to pani oddam poprawioną pracę.
-Panie profesorze… – zaczęła niepewnie.
-Śmiało, proszę mówić – zachęcał ją Adam.
-A czy pan profesor nie pomógł by mi w znalezieniu męża?
-Czy ja prowadzę biuro matrymonialne? – rzekł zdenerwowany.
-Nie, ale tak sobie pomyślałam, że pan profesor jest moim promotorem – oznajmiła niepewnie Dorota.
-Ja pani Doroto, na szczęście odpowiadam tylko za to, żeby pani napisała pracę magisterską, a nie za to, żeby pani znalazła narzeczonego.
-Panie profesorze, to nie musi być koniecznie student, to może być jakiś samotny doktor…
-A może jakiś profesor? – wtrącił zdenerwowany Adam.
-Nie śmiałabym nawet myśleć – odrzekła z uśmiechem.
-W tej kwestii na pewno pani nie pomogę.
-Dlaczego?
-Dlatego, że jestem przeciwnikiem małżeństw.
-Szkoda, ale cóż. Do widzenia – i opuściła pokój Adama.
Ten zaś po chwili miał w swoim gabinecie kolejną ze swoich seminarzystek, tym razem była to Jagoda.
-Pani Jagodo, przejrzałem dwa rozdziały pani pracy i powiem krótko, to wszystko jest do niczego.
-Tak myślałam – odparła krótko studentka.
-Jakoś nie widzę u pani zmartwienia.
-To tylko jedno z moich zmartwień.
-A jakież studenci piątego roku mogą mieć zmartwienia oprócz pisania pracy magisterskiej? – zażartował Adam.
-Ja mam jeszcze inne problemy.
-Pewnie szuka pani męża?
-Żartuje pan panie profesorze! Też bym nie miała czego szukać. – Tu uśmiechnęła się do Adama i kontynuowała. – Szukam dobrej pracy, a nie męża. W wieku dwudziestu czterech lat miałabym wychodzić za mąż?
-Po studiach jest już trudniej.
-Wybaczy mi pan panie profesorze to co powiem, ale pan jakoś nie spieszy się ze ślubem, a ja mam się spieszyć. Ja chcę użyć wolności, a nie wiązać się już z kimś teraz na całe życie.
-Rozumiem, że jest pani przeciwnikiem małżeństw.
-Bynajmniej!. Ja chcę wyjść za mąż, ale nie teraz, tylko po trzydziestce. Moja mama miała trzydzieści jeden lat jak została mężatką, a babcia po trzydziestce zdążyła trzy razy być mężatką. Jak one zdążyły, to i ja nie mam się do czego spieszyć.
-Pani Jagodo, myślę że możemy sobie nawzajem pomóc – i uśmiechnął się do niej.
-Nie rozumiem panie profesorze?
-Nigdy pani nie była zbyt pojętna, ale zaraz to pani wytłumaczę. Pani chce zarobić trochę pieniędzy, a ja szukam kogoś, kto nie chce szybko wychodzić za mąż.
-Aż tak bardzo to tych pieniędzy nie potrzebuję – odparła wystraszona nieco studentka.
-Chyba źle mnie pani zrozumiała?
-Obawiam się, że chyba dobrze.
-Nie śmiałbym nawet czegoś takiego pani proponować – zaczął nieco oburzony.
-A ja nie śmiałabym na to się zgodzić. – Tu Adam zaczął się śmiać.
-Pani Jagodo chodzi o mojego bratanka…
-Mam z pańskim bratankiem….
-Proszę mi nie przerywać. Mój bratanek bardzo chce się żenić w lipcu, a ja chcę temu przeszkodzić. Pani zadanie polegało by na tym, żeby pani go uwiodła i zaraz potem zostawiła.
-Znaczy się mam go poderwać, tak aby nie doszło do ślubu?
-Czyta pani w moich myślach.
-Dobrze, mogę się zabawić. Czegoś takiego nawet w reality show nie wymyślili.
Zaraz jednak zapytała. – A co ja z tego będę miała?
-Sto złotych zaliczki i pięćset, jeśli uda się pani uwieść mojego bratanka.
-Trochę mało.
-Pomogę też pani w napisaniu pracy magisterskiej.
-Pomoże mi pan napisać?
-Tego nie wolno nam robić. – Tu powstał i sięgnął do swojej szafy. – Tak się składa, że trzy lata temu pański kolega pisał pracę magisterską na ten sam temat i ja pani tę pracę pożyczę do jutra.
-To ja sobie pozwolę ją skserować.
-Ja o niczym nie wiem.
-Panie profesorze, a to nie będzie plagiat?
-Jeśli pani napisze własny wstęp i zakończenie oraz pozmienia akapity, to nikt się nie domyśli.
-Dobrze zgadzam się. To kiedy mogę go poderwać?
-Najlepiej jutro. On jutro ma o dwunastej seminarium, a pani przyjdzie do mnie jutro przed dwunastą to dam pani coś, co niby pani znajdzie i będzie pani chciała mu to oddać.
-Dobry pomysł. Tylko proszę mi pokazać jego zdjęcie, bo jeśli nie będzie w moim typie, to wtedy poproszę o większą zaliczkę.
-A kto jest w pani typie?
-Najlepiej blondyn, wysoki, szczupły, z małym nosem i średnimi uszami.
-I rzecz jasna z prostymi zębami? – zażartował Adam.
-Pewnie, że tak.
-To tak mniej więcej wygląda mój bratanek. Jutro pani pokażę jego zdjęcie i dam pani jakiś jego dokument. Oczywiście wszystko zostaje między nami.
-Nie może być inaczej.
-Zatem pani Jagodo proszę do mnie zajść jutro przed dwunastą. Przy okazji odda mi pani pracę magisterską.
-Dobrze. Do widzenia – i uradowana opuściła pokój Adama, który głęboko odetchnął.