DŁUGA NOC

 

„Który wszystko widział po krańce świata,
poznał morza i góry przemierzył,
w mrok najgłębszy zajrzał,
z przyjacielem pospołu wrogów pokonał.
Zdobył mądrość, wszystko widział a przejrzał,
Widział rzeczy tajemne, wiedział zakryte,
przyniósł wieści sprzed wielkiego potopu.
Kiedy w drogę daleką wyruszył,
zmęczył się ogromnie, przyszedł z powrotem.
Na kamieniu wyrył powieść o trudach”
(Epos o Gilgameszu)

…długa noc co nie i zimna to przez wiatr jak nie ma wiatru to nawet jak jest zimno to jest ciepło a jak wieje to chociaż jest ciepło to jest zimno dobre nie w kabaretach mógłbym występować a nie pijaków wozić ale co począć to dokąd jedziemy Victoria Unia Europejski cholerni żule życie uratują ale portfel zajebią

(szelest banknotu)

to chyba pańskie

(szelest kartki)

co mi pan tu dajesz Krakowskie pięćdziesiąt pięć znam ten adres znam bardzo dobrze słyszę jej kroki jak chodzi nocami jak stuka na maszynie jak słucha radia jak rozmawia z kanarkiem i z kotem od małego lubiła koty choć matka mówiła że to wróży staropanieństwo ale komu jak komu jej to nie groziło zawsze się wszystkim podobała nam chłopakom z podwórka i łobuzom z podstawówki taka zwykła powszechna była choć mogła do prywatnej jak inne oficerskie córeczki ale tata major powtarzał nieważne powszechna czy prywatna jaka byle polska a potem jak już chodziła do żeńskiego gimnazjum pani Arciszowej to zawsze odprowadzał ją jakiś pulchny goguś cały pułk się za nią oglądał od pierwszego ułana do ostatniego ciury ale ukradkiem bo ojciec furiat i pod bronią listonosza raz omal nie zastrzelił za tę depeszę z korespondencyjnymi oświadczynami bez matury za cywila po moim trupie krzyczał aż u nas na parterze było słychać a potem strzał jakbym się nie uchylił tobym w dostał w samo serce przysięgał pocztylion łżesz stary pijaku pomyślałem kto by tam cię chciał ustrzelić zresztą pan major nigdy nie chybiał no może raz ojciec mówił że jakby wtedy w maju dwudziestego szóstego strzelał w drugą stronę to pułkownikiem albo i generałem by był a tak wieczny major do końca do września major ale miał klasę zawsze elegancki wygolony spodnie w kant w każdą niedzielę jak nie był akurat na manewrach w sztabie w ministerstwie w Warszawie albo z poselstwem za granicą to do nas z Marysią na obiad przychodzili matka gotowała najlepiej na świecie rosół schabowe ciasto kompot ach gdyby tak moja Ludwika nieboszczka wzdychał chustkę wyciągał nos wycierał albo udawał że coś mu wpadło do oka wtedy ojciec nalewał wiśniówki major otwierał srebrną papierośnicę raz się odważyłem gdzie mi tu łapy wyciągasz smarkaczu jak będziesz palił to nie urośniesz my starzy to co innego co wolno wojewodzie wychodzili przed dom zapalić i pogadać o polityce żeby nie zasmrodzić mieszkania i nie straszyć nas wojną zanim wyszli w rękę matkę całował i wzdychał ach pani Nowakowa gdyby tak pani moją Marysię mogła nauczyć próbowała matka nie raz nie dwa ale ta do garnków się nie paliła szybko się nudziła nie mogła najprostszego przepisu zapamiętać choć pamięć to miała uczyła się doskonale kiedy my w pierwszej klasie ledwo dukaliśmy ona czytała płynie cały elementarz książki lubiła papier rączek nie brudzi czytała z kotem na kolanach w każdej wolnej chwili no chyba że po mieście buszowaliśmy zawsze razem równolatki jak rodzeństwo major pozwalał bo wiedział że przy mnie nic jej nie grozi całe miasto było nasze podwórko zaułki na cmentarzu wieczorami w chowanego się bawiliśmy palce w wosku maczaliśmy straszyli przechodniów po ogrodzie Saskim kryjówkę taką mieliśmy na rogu Racławickich i Długosza stara rudera dawna prochownia czy coś to tam chyba ją pocałowałem a może ona mnie a może mi się tak wydawało dbaj o nią powiedział major świt był ostatni sierpnia słyszałem skrzypienie schodów i jego oficerek jak schodził z góry zapukał do nas choć mógł po adiutanta zadzwonić tego ciurę Maurycego o cielęcych oczach co się do niej ślinił ale wolał mnie jak swego mnie traktował wiedział że mam dryg do mechaniki Junaka już wtedy miałem do zakładów Plawgego i Laśkiewicza latałem jakby nie wojna to kto wie pilotem bym mógł być a już syna to na pewno na lotnika bym wychował do Dęblina do Orląt posłał ale u mnie same córki wojna synu powiedział major i dał kluczyki od Fiata włoski z Rzymu nim kiedyś przyjechał czarny pięćset osiem do sztabu nim się woził czasem z nią do Nałęczowa Warszawy Zaleszczyk a wtedy mi na dworzec kazał się wieźć dbaj o nią powiedział zamknął okno przedziału i odjechał nie widziałem go więcej jedni mówili że od pierwszej bomby w Wieluniu inni że w oflagu a jeszcze inni że w Katyniu dbaj o nią a wiesz pan że samochód jest kobietą po włosku to ona la Fiat la Ferrari la Mercedes jak ja o nią nie dbałem jak tylko się zaczęło pierwsze bomby na nasze zakład spadły zaraz potem na miasto rannych spod gruzów woziłem na tylnym siedzeniu do szpitala do Jana Bożego choć częściej trupy na Lipową potem uciekinierów z getta żydowskie sieroty z lewymi metrykami chrztu do takiej jednej zakonnej ochronki pod Warszawą cichociemnych z Kampinosu broń i amunicję V2 z Sarnaków lewe auswajsy kenkarty kolczyki prawdziwe pieniądze funty dolary marki rozkazy Biuletyny Informacyjne schowek taki w podsufitce zrobiłem jak ja o nią nie dbałem a w tym czasie on o nią zadbał oj jak zadbał Polduś jeden Leopold znaczy się równo z wojną przyleciał oboje warci siebie nie ma co niezłe ziółko z niej było ledwie tatuś na wojenkę a ona go sobie przygruchała na pocztę hyc i depeszę zwrotną wysłała tak stop zrobię to tak stop listonosz się wygadał no dobra przekupiłem ten pijak za flaszkę rodzonego ojca by sprzedał tego samego dnia z Gdańska do niej aeroplanem przyfrunął na łące w Radawcu wylądował ślub w nocy wzięli znajomy zakrystian cynk mi dał rankiem mieli odlecieć z powrotem a tu wojna zamieszkali razem Molly na nią mówił a ona na niego Poldy z angielska choć on taki Anglik z Kołomyi lwowiak rodem z łódzkich Blumsztajnów niemiecki Żyd z Ukrainy ajencję pod jej nazwiskiem otworzył reklama doradztwo pośrednictwo dzwonić dwa razy no tak za uczciwą robotę taki się nie weźmie szwindle i geszefty to co innego do tego mają łby od małego Tory na pamięć się uczą sól jak owce liżą żeby nie usnąć wiem na Lubartowskiej w ichniej jesziwie przez okno widziałem Bóg raczy wiedzieć z czego żyli pies z kulawą nogą tam nie zajrzał do tej niby ajencji ale ptasiego mleka jej nie brakowało okupacja bieda ludzie brukiew jedli kit z okien sacharyną słodzili a u nich cukier w krysztale w jedwabiach perłach i koronkach się nosiła co niedziela do Karmelitów szli na sumę ona cała w bieli on cały na czarno zima lato w płaszczu i kapeluszu jak ten Chaplin człapał o głowę niższy od niej w głowy zachodziliśmy wszyscy i w brody sobie pluliśmy że kurdupel cherlak żydowska przybłęda taką dziewczynę nam sprzątnął sprzed nosa jakiś taki niemrawy był w ogóle jak szedł po schodach to nie wiadomo czy schodził czy wchodził albo zastygał jak słup soli i o czym tak sąsiad duma spytałem raz o niczym liczę odpowiedział albo coś w tym swoim kajeciku gryzmolił jak on o nią dbał zawsze razem świątek piątek pod rękę od rana do wieczora tylko nocami przychodzili jacyś tacy z miasta z Warszawy ich przywoziłem z Kampinosu Londynu czort wie skąd do świtu siedzieli ja na schodach ze spluwą na czatach stałem a potem rozwoziłem cichaczem towarzystwo incredibile imposibile szeptali gienialnyj malczik na tylnym siedzeniu Fiata wgapiali się w te jego gryzmoły jakby chcieli je na oczach zabrać zanim spalili w popielniczce albo zmięli w ustach woziłem w kopertach od niego też czasem coś do Warszawy wolałem nie wiedzieć co tam w środku raz tylko zajrzałem same cyfry ni w ząb nie pojął żem choć na rachunkach się znam mówią że mam liczydło w głowie i dolary w oczach taki był Polduś jeden ale przez te pięć lat konspiry zżyliśmy się i nawet polubiłem drania bo lepiej sam bym o nią nie zadbał szczęśliwa była to się widzi choć dzieci nie mieli