Równo rok temu był mecz Polska – Meksyk na mistrzostwach świata. Mecz paskudny, zakończony bardzo przyzwoitym wynikiem. Jakiś taki niepocieszony byłem… Ach, gdybym wiedział wtedy, gdzie będziemy za dwanaście miesięcy…
Ciężko się oglądało reprezentację na mundialu. A teraz dalibyśmy dużo, żeby mieć tamte wrażenia. Daleko nam… Dlaczego?
Po pierwsze, niepotrzebnie pozbyto się Czesława Michniewicza. Sam nie wierzę, że to piszę, bo nie jestem fanem antyfutbolowych trenerów. Tylko, że z Michniewiczem u steru awansowalibyśmy na EURO, a może nawet wygralibyśmy tą niby-śmieszną eliminacyjną grupę. W grze jego drużyn nie zgadza się sporo aspektów, ale nie obrona, której solidności tak bardzo brakowało nam przez ostatni rok. Wylew w Pradze, cyrk w Kiszyniowie, bezradność w Tiranie… Poza tym Michniewicz miewa szczęście! A że jego piłka jest prosta, a nawet prostacka? Może właśnie tego nam teraz trzeba, tymczasowo choćby?
Może, ponieważ – po drugie – mamy topornych piłkarzy. Przyjmujących piłkę pół sekundy dłużej niż Czech, Szwajcar, a ostatnio też Albańczyk. Rzadko prowadzących ją z głową w górze. Mających trudność w grze na jeden kontakt. Bojących się kiwać.
Na czym polegała siła drużyny Nawałki, wcale przecież pięknie nie grającej, nie wymyślającej futbolu na nowo? Na świetnych skrzydłach, które idealnie napędzały szybkie kontrataki i serwisowały Lewandowskiego oraz Milika. Tyle, że teraz nie mamy bocznych pomocników choćby w połowie tak dobrych jak Błaszczykowski i Grosicki (choć tu zalążek nadziei dał w ostatnich dniach Nicola Zalewski)…
Po trzecie, niezrozumienie (z przymrużeniem oka) z Fernando Santosem. Portugalczyk miał zrobić tutaj wynik ponad stan, niczym w 2016 roku. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na to, co wówczas działo się potem: im Portugalia lepsza na papierze, tym bardziej zawodząca. Santos się wypalił, a my myśleliśmy, że zrobi z nas drugą Grecję. Niestety – facet przyjechał tutaj, bo było bliżej, niż do Arabii.
Po czwarte, może w tym momencie najważniejsze, Robert Lewandowski lepszy już nie będzie. Kiedyś wygrywał nam mecze w pojedynkę (i to z poważnymi rywalami – Danią czy Rumunią), czego nie jest już w stanie robić. I nic w tym dziwnego; facet ma trzydzieści pięć lat, za sobą kilkanaście na najwyższym poziomie i maksymalnie eksploatowany. Adam Świć kiedyś mądrze powiedział, że głównym zadaniem selekcjonera jest zapewnienie komfortu Lewandowskiemu. Tym bardziej teraz! Nie chodzi o to, żeby piłkarze skupiali się wokół Lewego, bo nie wezmą wtedy odpowiedzialności. Chodzi o to, żeby potrafili mu pomóc wykorzystywać jego największy atut, kiedy inne stopniowo zatraca. Lewandowski to wybitny egzekutor i jeśli będzie mógł się na tym koncentrować, przyda się tej kadrze nawet do czterdziestki. O ile będzie miał ochotę…
Zatem: błędy personalne przy wywalaniu i przyjmowaniu selekcjonerów; zgubne przekonanie piłkarzy o tym, że eliminacje wygrają się same; nieprzygotowanie drużyny na słabszy czas lidera – oto przepis na fatalny rok reprezentacji. Oj, spieprzyło się… A kibice wciąż wierzą.
Dwudziestego pierwszego marca Polska zagra półfinałowy mecz barażowy z Estonią. Kropka. Nie ma powodu, żeby wybiegać dalej w przyszłość…