-Trzymasz ją, Adasiu? – zapytał Jan, lecz widząc minę swego brata od razu się poprawił. – Trzymasz ją Alfonsiku?
-Trzymam ją Jajaa – zaciął się na chwilę Adam i szybko zmienił imię brata – Janosiku.
-No to ją trzymaj Alfonsiku – rzekł rozkazująco Jan i ich samochód ruszył do przodu. Po kilkunastu sekundach dziewczyna przestała się szarpać i stała się wręcz nieruchoma.
-Janosiku ona się nie rusza, chyba zemdlała. Może ją za mocno ścisnęliśmy?
-To weź ją rozwiąż – rozkazał Jan.
-Jak to mam ją rozwiązać, przecież nas rozpozna? – zaczął panikować Adam.
-A jeśli straciła przytomność i umrze, to wiesz co będzie. – Po tych słowach Adam nerwowo zaczął ją rozwiązywać, a zaraz potem Jan zatrzymał samochód i rzucił się na pomoc bratu. Po chwili zdjęli koc z głowy dziewczyny i zorientowali się, że to nie Asia.
-Cholera, to ktoś inny – rzekł Jan. W tej samej chwili dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na Adama.
-To pan, panie profesorze? – zapytała z niedowierzaniem.
-Nic, pani nie jest? – zapytał Jan.
-Nic. Tylko udałam, że zemdlałam, żebyście mnie rozwiązali.
-Bo jakby co, to jestem lekarzem – oznajmił krótko Jan.
-Wam lekarzom to jednak odpierdala – zdenerwowała się dziewczyna. – Teraz już wiem, jak to ciężko pracujecie po godzinach. – Następnie spojrzała na milczącego Adama i dodała. – Słyszałam o panu różne rzeczy, ale nie myślałam, że pan porywa dziewczyny.
-To nie jest tak, jak pani myśli – bronił się Adam.
-Pomyśleć, że ja trzy lata temu podkochiwałam się w panu. Miłość faktycznie jest ślepa – dodała zrezygnowana.
-Przyznam się pani, że chcieliśmy zrobić numer naszemu bratankowi i uprowadzić mu narzeczoną tak dla żartów, bo chcieliśmy się przekonać czy naprawdę ją kocha – zaczął wymyślać Adam.
-Prawdę mówią na uniwerku, że wam naukowcom to od tej nauki odwala. Pan profesor jest tego najlepszym przykładem.
-Proszę przyjąć moje przeprosiny.
-I moje też – włączył się Jan.
-Najadłam się tylko przez was strachu, a co gorsze to uciekł mi trolejbus. Kolejny mam dopiero za godzinę.
-Podwieziemy panią, gdzie pani zechce – zaproponował Adam.
-To proszę mnie podwieźć na Buczackiego dwanaście.
-Jedziemy Jasiu – rozkazał Adam i ruszyli na wspomnianą ulicę. Po chwili jednak dziewczyna zaczęła znowu narzekać.
-Widzi pan moją bluzkę? – zapytała pretensjonalnie.
-Nawet ładna – odparł Adam.
-Ładna to była zanim mnie panowie nie uprowadzili. A teraz proszę popatrzeć, cała pozaciągana.
-Ja nic takiego nie widzę.
-Faceci to nigdy nic nie widzą.
-A ile może taka bluzka kosztować?
-Lekko pięćdziesiąt złotych.
-Proszę. Oto sto złotych. Proszę sobie kupić nową – rzekł Adam i podał jej pieniądze. Po chwili zaś dodał. – Mam prośbę, żeby to zostało między nami.
-A kto mi uwierzy, że wzorowy profesor Kochański mnie porwał.
-To prawda – odparł Adam i nastała długa cisza.