Rozdział 10. W tym samym czasie, gdy Michał gościł u dziadków, jego stryjowie obmyślali kolejne działania, aby skutecznie zniechęcić go do ślubu. Wieczorem Adam przyszedł do mieszkania Stanisława, gdzie był już także Jan.

-Cześć chłopaki, muszę wam powiedzieć, że to nasze gadanie na nic się zdało.

-Jak to na nic? – zdziwił się Jan.

-Tak, bo Michał był dzisiaj u mnie i zdecydowanie oświadczył, że ze ślubu w żaden sposób się nie wycofa.

-Przecież jak byliśmy u niego w sobotę, to nam powiedział, że musi to na spokojnie przemyśleć – przypomniał Stanisław.

-W sobotę tak mówił, ale w poniedziałek pojechał do naszych rodziców, a ci rzecz jasna utwierdzili go tylko w przekonaniu, że powinien się żenić.

-By to licho – zaczął Jan – też nie miał z kim porozmawiać.

-A czego się można było spodziewać innego. Przecież dwa lata temu, kiedy rozpadło się wesele Andrzejka, to ojciec prawie zawału dostał, a mama zaczęła twierdzić, że ktoś przeklął naszą rodzinę – przypomniał Stanisław.

-Powiem wam, że dziś w południe Michał przyszedł do mnie, a wiecie po co?

-Pewnie ci zakomunikował, że rodzice nam tego nie wybaczą, że go zniechęcaliśmy do ślubu – domniemywał Jan.

-To też, ale on przyszedł głównie po to, żeby mnie zdenerwować. – Tu przerwał na chwilę i zwrócił się do Stanisława. – Daj mi się czegoś napić, bo tak mi popsuł nerwy, że jeszcze mnie trzęsie – po chwili Stanisław podał mu szklankę soku. – Pokazał mi pierścionek zaręczynowy i powiem wam, że nawet ładny.

-A skąd on miał na to pieniądze? – zdziwił się Jan. – Przecież wstrzymaliśmy mu wszelkie dotacje?

-To jeszcze nie wszystko, bo na najbliższą sobotę zarezerwował stolik w jednej z lepszych restauracji w Lublinie.

-A w której? – pytał Jan.

-Wyobraźcie sobie, że w „Skarbonce Marysi”.

-W „Skarbonce Marysi”? Przecież tam jest strasznie drogo! – zdziwił się Stanisław.

-No właśnie i w najbliższą sobotę w tej restauracji ma jej dać ten pierścionek zaręczynowy.

-Skąd on ma tyle pieniędzy, przecież nawet nie potrafił zaoszczędzić stu złotych – przypomniał Jan.

-Zgadnijcie?

-Mam nadzieję, że nie ukradł – przestraszył się Stanisław.

-No co ty! Michałek złodziejem, co ty Stasiu.

-Ona mu dała te pieniądze?

-Dała by mu pieniądze, żeby jej kupił pierścionek, co ty mówisz Jasiu.

-To pewnie sprzedał coś z mieszkania.

-W mieszkaniu poza meblami są tylko to rzeczy Andrzeja – przypomniał Adam. Następnie nastała chwila milczenia. – Otóż panowie, ten pierścionek i tę kolację w restauracji zafundowali mu nasi rodzice.

-Nasi rodzice, przecież oni mają w sumie dwa tysiące emerytury – zdziwił się Jan.

-A myśmy im chcieli dać trochę pieniędzy na święta – stwierdził Stanisław

-W żadnym wypadku nie ma im co dawać pieniędzy, bo widać, że im jakoś nie brakuje – zdenerwował się Jan.

-To nie wszystko, bo obiecali jeszcze Michałowi, że sprzedadzą ten lasek, który im jeszcze pozostał i z tego opłacą mu jego wydatki ślubne i całe wesele.

-Ci ludzie są chyba niepoważni – stwierdził Jan.

-Przez nich całe nasze starania pójdą na marne – dodał Stanisław.

-Otóż nie, panowie! Tak łatwo się nie poddamy. – Następnie zwrócił się do Stanisława. – Założyli już ten podsłuch.

-Jasne, nawet żeśmy go z Jasiem sprawdzali, ale Michała jeszcze nie ma w mieszkaniu, bo jest cisza.

-To poczekamy aż wróci, to może się czegoś dowiemy.

-Mam jeszcze adres tej jego pannicy i trochę informacji o stancji, gdzie mieszka.

-Brawo Stasiu, spisałeś się na medal. No to mów, co o niej wiesz.

-Mieszka na ulicy „Rozrywkowej” trzynaście w domku jednorodzinnym. Na dole mieszka właścicielka, która była portierką w akademiku, a u góry mieszkają cztery studentki. Wśród nich ta Asia.

-A może by tak zadzwonił do tej właścicielki i dowiedział się czegoś więcej o tej pannie. Może nam poda parę ciekawostek.

-Dobra myśl Jasiu, a mamy do niej telefon? – zapytał Adam.

-Pewnie, że mamy – pochwalił się Stanisław.

-Świetnie, to może ja zadzwonię – napalił się Jan. – Jak ona się nazywa?

-Białecka Joanna – przypomniał Adam.

-To akurat pamiętam. Chodzi mi o właścicielkę.

-Genowefa Gąska. Masz tu numer telefonu – rzekł Stanisław i podał mu kartkę. Następnie Jan pospiesznie wykręcił numer telefonu.

-Dobry wieczór – zaczął.

-A o co chodzi? – zapytała Genowefa.

-Moje nazwisko Białecki. Jestem stryjkiem Asi Białeckiej i tak sobie pomyślałem, że zapytam się pani, pani Genowefo…

-A odkąd to my jesteśmy na ty. Krów z panem nie pasałam.

-Oj przepraszam – poprawił się zdenerwowany nieco Jan. – Nie chciałem pani bynajmniej urazić..

-A jak pan mnie może urazić przez telefon – i zaczęła się specyficznie śmiać.

-No dobrze, proszę mi tylko powiedzieć, jak zachowuje się Asia?

-A jak się ma zachowywać?

-Ja tylko pytam czy jest grzeczna?

-Asia jest grzeczna, tylko pan jest niegrzeczny, skoro się o takie rzeczy wypytuje.

-Ja tylko pytam – mówił coraz bardziej zdenerwowany Jan – czy nie przysparza pani problemów?

-Che, che, che – roześmiała się Genowefa. – Panie, jakie mi może przysparzać problemy jedna dziewczyna, jak ja sobie dawałam radę z całym akademikiem studentów i to w większości dziewczyn – zaakcentowała na sam koniec.