Trzeci dzień dochodzenia w sprawie śmierci Samosików był dla komisarza Szumskiego najtrudniejszy. Pierwszym tego zwiastunem była mała awaria samochodu, a drugim burza, która rozpętała się nad Osinówką, gdy dojechał tam komisarz.
Opady były tak duże, że wycieraczki z trudem oczyszczały przednią szybę z deszczu. Na swoje szczęście komisarz spotkał na przystanku dwójkę starszych ludzi, którzy czekali na autobus. Zatrzymał się więc przy nich i przez lekko uchyloną szybę zapytał.
-Przepraszam, szukam domu Samosików?
-W tej wsi Samosików jest jak psów, moja stara – i to z uśmiechem spojrzał na żonę – też kiedyś była Samosikowa.
-Ja szukam domu Jacka Samosika i jego matki.
-To ten ceglany dom przed panem – odparł mężczyzna.
-Dziękuję – rzekł Szumski i już miał zamknąć szybę, gdy usłyszał głos kobiety.
-Niech pan uważa, bo to nieobliczalni ludzie. – Na te słowa komisarz tylko się uśmiechnął i ruszył pod wspomniany ceglany dom. Gdy tam dojechał pospiesznie wysiadł z samochodu i podbiegł pod drzwi. Te otworzyły się po dłuższej chwili oczekiwania.
-Komisarz Szumski z Policji – przedstawił się komisarz, przypominając sobie przestrogę kobiety.
-A czego policja od nas chce? Jacuś swoje odsiedział, a z tamtą cholerą i jej bękartem nie widział się od dwóch lat.
-Ładnie pani mówi o synowej i wnuku.
-Jak pan chce to mogę lepiej powiedzieć.
-Może mnie pani wpuści do środka?
-Ja nie moknę, a nie mam obowiązku wpuszczania Policji do domu.
-Jak pani chce. Dostanie pani wezwanie na komendę. Do widzenia – i już chciał wrócić do samochodu, gdy usłyszał słowa kobiety.
-Niech pan włazi, ale buciory pan zdejmie, bo dopiero posprzątałam. – Szumski niechętnie zdjął obuwie i podążył za kobietą do kuchni. – Pan siada, ale herbaty nie zrobię, chyba że wody z kranu.
-Niech się pani nie trudzi.
-Czego pan chce ode mnie?
-Prowadzę śledztwo w sprawie samobójstwa pani synowej i wnuka.
-Już panu mówiłam, że to nie była moja rodzina.
-No dobrze. Prowadzę śledztwo w sprawie śmierci Zofii Samosik i jej syna Krzysztofa.
-Jakie śledztwo, jak oni się sami zabili.
-Gdyby się nie zabili, to w niedługim czasie pewnie by umarli z głodu – zaakcentował Szumski.
-A to już nie moja wina, ani mojego syna.
-Jak pani może tak mówić? Nie ma pani żadnych wyrzutów sumienia?
-To ta cholera powinna mieć wyrzuty sumienia, bo przez nią Jacuś trafił na dwa lata do więzienia.
-Przeglądałem te dokumenty i powiem pani, że gdybym to ja był sędzią, to pani syn dostał by co najmniej pięć lat pudła.
-Na szczęście jest pan tylko gliną – odparła z ironią kobieta.
-Zofia Samosik o mało nie została zakatowana przez pani syna.
-Żona musi znać dyscyplinę, a ona się nie słuchała.
-Pani też miała taką dyscyplinę?
-A gówno to pana obchodzi – odparła bezpardonowo matka Samosika.
-Widzę, że dalsza rozmowa nie ma sensu.
-Mnie też się tak widzi – odparła z uśmiechem kobieta.
-To, że pani nie lubiła synowej, to mogę jeszcze zrozumieć, ale żeby być takim bezdusznym wobec wnuka, to tego nie rozumiem.
-Pieron wie kto był jego ojcem, bo do mojego Jacusia to on nie był podobny.
-A gdzie mogę spotkać pani syna?
-Jak to gdzie? Przecież w taką pogodę w polu robił nie będzie.
-To zrozumiałe. Zatem gdzie jest?
-Pogoda barowa, to siedzi w barze.
-A gdzie jest ten bar.
-Tu niedaleko przy remizie. Jechać prosto, to będzie po lewej stronie.
-Dziękuję za informację.
-„U Wincentego i Kryśki”.
-Nie rozumiem? – zapytał Szumski.
-Bar nazywa się „U Wincentego i Kryśki”.
-Rozumiem – rzekł komisarz i pospiesznie poszedł do pomieszczenia, gdzie stały jego buty. Gdy je założył i stanął w drzwiach usłyszał głos kobiety.
-A do widzenia, to już się teraz nie mówi na Policji.
-Ja bym się już wolał z panią nie spotkać. Zatem żegnam – zaakcentował Szumski i pobiegł do samochodu. Tam ochłonął nieco i jechał powoli przed siebie, aż w końcu dostrzegł sławetny bar. Ponieważ deszcz ani na chwilę nie ustawał, musiał więc znowu biegiem biec do wejścia. W środku zobaczył kilku siedzących przy stołach podchmielonych mężczyzn, którzy rozprawiali na różne tematy. Następnie Szumski dostrzegł barmankę, która przypatrywała się swoim klientom i skierował się w jej stronę.
-Dzień dobry. Komisarz Szumski z Policji. – Na te słowa barmanka, nazwiskiem Sośnicka, aż zbladła.
-My nie mamy podrabianej wódki – odparła pospiesznie.
-Proszę się nie obawiać, jestem w innej sprawie. – Po tych słowach kobieta od razu odetchnęła. – Szukam Jacka Samosika, podobno jest na tej sali.
-A co, znowu coś nabroił?
-Nie, ale pewnie pani słyszała, że jego żona i dziecko popełnili samobójstwo.
-A jak długo jeszcze kobiecina miała się mordować.
-Pani ją znała?
-Rok niżej chodziła ze mną do liceum, ale ja maturę zdałam – zaakcentowała barmanka. – W tamtym roku widziałam ją na komunii, bo byłam chrzestną u kuzynki w Brzozowej. Powiem panu, że żal było na nią i na to dziecko patrzeć. Oj biedniutko żyli, tak jak u Antka.
-U jakiego Antka? – zapytał Szumski nie wiedząc o co jej chodzi.
-A co nie czytał pan „Antka” Prusa?
-Chodzi pani o nowelę?
-Myślałam, że pan nie czytał, bo te nasze policjanty w gminie, to same ciemniaki. – Słowa te wywołały uśmiech na twarzy Szumskiego. – A skąd pan wie, że Samosik jest u nas w barze?
-Jego matka mi powiedziała.
-Był pan u jego matki? – zapytała z niedowierzaniem barmanka.
-Byłem i co z tego?
-To kawał cholery i powiem panu, że ona rzuca uroki na ludzi.
-Ja w uroki nie wierzę.
-No, to pan uwierzy. – Tu Sośnicka zawahała się na moment i mówiła dalej. – Ja gdybym miała taką teściową, to albo bym cholerę utopiła w studni, albo bym uciekła za granicę.
-Skoro już pani poruszyła tę sprawę, to niech mi pani powie, czemu ona tak nienawidziła synowej?
-A nie czytał pan „Chłopów” Reymonta?
-Czytałem, ale co to ma do rzeczy?
-Chyba pan jednak nie czytał – stwierdziła z uśmieszkiem barmanka.
-Czytałem, ale nie wiem o co pani chodzi – tłumaczył się Szumski.
-Na wsi zawsze chodziło o majątek, a teraz tym bardziej chodzi, bo są dopłaty do każdego hektara. A Zośka Samosikowa miała tylko dwa hektary pola i to jeszcze na piaskach. Stara Samosikowa chciała go ożenić z inną, co miała dużo hektarów, ale oni wpadli, a jak wpadli, to nie było wyjścia i się pobrali. Powiem panu w zaufaniu, że starej Samosikowej na tym ślubie nie było. A później, po ślubie, zaczęła go razem z synem, bratem Samosika, co jest listonoszem w Brzozowej, buntować przeciwko żonie. Ten głupek – i tu wskazała na siedzącego za stołem Samosika – wygadał się u nas kiedyś w barze, że po to jej tak dokuczał, żeby dała mu rozwód, bo tak sobie wymyśliła matka z bratem. A że Samosikowa się nie zgadzała, no to ją tłukł, a cztery lata temu po odpuście, to prawie ją zabił. I wtedy wreszcie go posadzili.