„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”
* * *
„Na horyzoncie
topi się słońce
w złocie czerwonym.
Rzeką nadpływa
siwa flotylla
mgiełek wieczornych. Idę przez pole
gdzie dwie topole,
drzewo przy drzewie,
patrzą z wysoka
w przestrzeń jak otchłań.
Pejzaż bez ciebie.
Dzień za dniem,
sen za snem.
Pełnia i nów
i słońce znów.
Noce i dni
wciąż nazbyt ładne.
Zmierzchy i
świty bezradne.”
* * *
Kiedy trafia się taki wrzesień, zawsze, no zawsze, rozsmucam się tym genialnym (no wiem, epitet – banał) tekstem Jeremiego Przybory i przepiękną (o Jezu!) muzyką jego przyjaciela Jerzego Wasowskiego. Ech, napisać kiedy coś takiego! Ale w sumie po co, kiedy już jest…
Chyba najbardziej lubię wersję Turnaua, bo śpiewające kobiety jednak średnio ten tekst czuły. Bo on męski jest, niestety. Nigdy nie spotkałem kobiecego tekstu na takim poziomie. Tak, wiem, jestem mizoginem-symetrystą, ale – powtarzam – nie boję się, bo tutaj mnie nie dopadną! A nawet gdyby jakimś cudem dopadły, to nie wezmą żywcem!
(Szczytem szczytów jest – OK, pięknie wykonana – interpretacja Justyny Steczkowskiej; bo jak można śpiewać:
„Wrzesień jak dywan
jakich nie bywa
często ostatnio.
Pławozielony (!?)
dywan zdobiony
słońcem dostatnio…”,
a potem w refrenie „Noce i dni wciąż NIEZBYT ładne…”!? Kuźwaaa!!! Ja wiem, że cudne słowo 'nazbyt’ było już w tamtych czasach rzadko używane, ale żeby refren zaprzeczał zwrotce… Boziuniu!).
* * *
A tutaj pejzaż jest teraz absolutnie taki sam jak w piosence, ale chyba (do dyskusji…) jeszcze smutniejszy, bo „bez nikogo” – nie tylko „bez ciebie”…
* * *
Ostatnio ciągle mi się śni. Milczy uporczywie; odpowiada jedynie, dość powściągliwie, kiedy ją zagadniesz, ale pięknie się uśmiecha tymi swoimi, prawie dziecięcymi, białymi ząbkami.
I nade wszystko, widzę to we śnie! , roztacza wokół siebie płowo-zieloną spokojną aurę. Potem się budzę. I przez cały dzień czekam na kolejny sen.
Jeszcze nie wiem na pewno, jaki ma kolor oczu.
CDN…
zdj.: Jarosław Matuszewski