-Przeze mnie nie poszła do klasztoru, a przez jednego nauczyciela nie zdawała matury.
-Bez matury można żyć – wtrącił Szumski.
-Można, tylko, że w dzisiejszych czasach jest potrzebna, a ona dobrze się uczyła. Najpierw rzuciła szkołę, a potem poznała tego Samosika.
-Słyszałem, że to jakiś recydywista?
-Powiem panu, że nie raz widziałem po narzeczonych, że nie pasują do siebie, ale cóż, chcą ślubu, to trzeba go dać, a czasem to nawet bardzo szybko, żeby przed chrzcinami zdążyć – i tu proboszcz uśmiechnął się na chwilę. – Pan Bóg mi świadkiem, że nie chciałem dawać jej ślubu, ale ona tak bardzo chciała być w tej białej sukni.
-To trochę taka głupiutka? – wtrącił Szumski.
-Łatwo powiedzieć, ale ona była sama i miała tylko 19 lat, a że znalazł się taki, co jej wszystko obiecywał, to za niego wyszła.
-Niektóre kobiety wierzą w takie obiecanki.
-A pan nigdy nie dał się oszukać?
-W tych sprawach zawsze byłem ostrożny – rzekł pewny siebie komisarz.
-W tych sprawach kobiety mają gorzej, a tym bardziej takie, które nie mają ani pracy, ani majątku.
-Ja też nie miałem łatwo, ale nie żeniłem się z tego powodu z pierwsza lepszą.
-Może miał pan więcej szczęścia.
-Szczęście to jedno, a rozum to drugie – dodał zdecydowanie Szumski.
-W tej sprawie widzę się nie dogadamy, ale ja będę jej bronił, bo ona tu na ziemi przeszła prawdziwy czyściec.
-A ksiądz – tu komisarz zawahał się na chwilę – przecież ksiądz to widział i mógł ksiądz jakoś pomóc.
-Widziałem i Bóg mi świadkiem, że próbowałem pomóc, ale co mogłem poradzić na to, że takiego wybrała sobie męża, chociaż nie obrażajmy mężów, bo to był kat, a nie mąż.
-I w takich sprawach kościół powinien dawać rozwody.
-Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.
-No dobrze, ale jak już tego Samosika zapudłowali, to przecież miała spokój.
-Spokój – i tu ksiądz uśmiechnął się na chwilę – z rok czasu ludzie jej nie dawali żyć, bo wsadziła męża do więzienia. Do roboty jej przyjmować nie chcieli i dokuczali jak tylko mogli.
-A ksiądz? Przecież ksiądz na wsi jest autorytetem.
-Kiedyś byłem, ale nie w dzisiejszych czasach.
-Bo kościół sam sobie jest winien – stwierdził bez ogródek komisarz.
-Pozwoli pan, że będę złośliwy.
-Jak się o prawdę nie obrażam.
-To niech mi pan powie, dlaczego ludzie nic sobie nie robią z Policji? – Tu Szumski zawahał się na chwilę, aż w końcu odparł.
-Przyznaję księdzu rację.
-Powiem panu, że ostatnio stchórzyłem, ale ja po prostu chciałem doczekać emerytury na tej parafii. Rok temu miałem poważny kłopot, bo Samosikowa nie miała pieniędzy, żeby kupić dziecku albę na pierwszą komunię. Gdy zaproponowałem na zebraniu, żeby się złożyć, a wychodziło po 5 złotych na osobę, to mi powiedziano, że jak jestem taki dobry, to żebym sam zapłacił. Bawi to pana? – zapytał ksiądz widząc uśmiech na twarzy komisarza.
-Nie, nie – odparł z powagą Szumski.
-Wtedy wziąłem i zapłaciłem za tę albę.
-Szlachetne ze strony księdza.
-Tylko, że coś panu jeszcze powiem. Trzy miesiące po tej komunii było bierzmowanie w parafii i wtedy usłyszałem od księdza biskupa, że kilku życzliwych parafian złożyło skargę na mnie, że rozdaję parafialne pieniądze i to w dodatku nierządnicy, bo u nas bardzo lubią to słowo. Synowa wyzywa tak teściową, a teściowa wcale nie dba o dobre imię synowej. Ale tak to już jest.
-No dobrze, ale przecież ksiądz mógł jej po cichu pomagać.
-Samosikowa była dumną kobietą i nie chciała przyjmować jałmużny. A po drugie, ludzie wszystko widzą. – W tym momencie Szumski dostrzegł przechodzącego przez korytarz wikarego i od razu wtrącił.
-Skoro ksiądz się obawiał, to przecież mógł posyłać wikarego.
-Mówi pan, że wikarego – i tu uśmiechnął się na chwilę. – Otóż posłałem go na kolędę do tych kilku domów w środku wsi, w tym do Samosikowej. I coś panu powiem, że pierwszy raz od kilkunastu lat straciłem panowanie nad sobą. Otóż ksiądz wikary, nie tylko, że jej nie poratował, to jeszcze wziął za kolędę pięć złotych. A ta kobiecina miała tylko tyle pieniędzy.
-Niezłego ksiądz ma pomocnika – zakpił Szumski.
-A dzisiaj, gdy się dowiedział o tej tragedii to z takim grymasem – i tu proboszcz zaczął pokazywać – powiedział, że trzeba będzie ich pochować za darmo.
-Przecież gmina zapłaci.
-Niewiele im pomogłem za życia, to chociaż im pomogę po śmierci. I żadnych pieniędzy nie wezmę.
-Dobrze. Ja już pójdę, bo widzę, że gosposia księdza czeka już z obiadem.
-Za chwilę przyjdę – rzekł głośniej ksiądz.
-Powiem księdzu, że jedno mnie ruszyło w tej sprawie, chociaż przez kilkanaście lat pracy nie jedną podobną sprawę prowadziłem.
-Ciekaw jestem, co może dręczyć takiego policjanta jak pan?
-Wszystko na to wskazuje, że oni popełnili samobójstwo, bo już nie mieli co jeść.
-Lepiej, żeby mi pan tego nie mówił – rzekł łamiącym się głosem proboszcz i po tych słowach łzy stanęły mu w oczach.
-To przepraszam – wtrącił szybko komisarz. W tym momencie ksiądz podciągnął rękaw sutanny i Szumski dostrzegł dość widoczne cyfry wypalone na ręce.
-W sierpniu 44 roku trafiłem z rodziną do Auschwitz. Miałem 6 lat i przez 6 miesięcy czułem tylko głód.
-Widzę, że przywołałem złe wspomnienia.
-Czasem jestem w jakiejś restauracji albo na jakimś przyjęciu weselnym, bo czasami ludzie mnie zapraszają i tak słucham, jak ludzie potrafią wybrzydzać. – Tu ksiądz zaczął gestykulować, próbując naśladować pewne osoby. – Bo kotlecik jest za bardzo przypieczony, bo ten kurczak jest zbyt tłusty, bo chleb jest już troszkę przyschnięty…. A ja proszę pana, jak w grudniu 44 roku znalazłem surowego ziemniaka, to płakałem i jadłem szybko, żeby nikt mi go nie zabrał. A dzisiaj! Dzisiaj ludziom jest za dobrze.
-Tu akurat zgodzę się z księdzem. Dziękuję za rozmowę, chociaż dla księdza chyba nie była zbyt miła.
-Nie szkodzi – rzekł z uśmiechem proboszcz i podał rękę komisarzowi, który powoli opuścił plebanię. Gdy tylko znalazł się przy samochodzie, znowu odpalił papierosa i zastanawiał się co robić dalej. W końcu wymyślił, że zakończy pierwszy dzień śledztwa