– Wiem, że Gośka ma urodziny, tylko, że ona nie pamięta o moich. Wieczorem dojadę, a ty jedź nawet zaraz, to akurat pomożesz jej ugotować obiad. Na razie – i wyłączył komórkę. Następnie zbliżył się do miejscowego policjanta, który drapał się po lewym uchu.
-Zwłoki zabrali, to można na dzisiaj kończyć.
-Dobrze. Pozamykajcie to wszystko, a ja porozmawiam z miejscowymi, to może się czegoś dowiem ciekawego.
-Szkoda sobie marnować niedzieli panie komisarzu, ale jakby coś, to proszę dzwonić.
-Zadzwonię do pana jutro. – Następnie komisarz wsiadł do samochodu i powoli wyjechał z podwórka. Przy płocie dostrzegł sąsiada w średnim wieku, który przypatrywał się całemu zajściu. Szumski zatrzymał więc samochód i zbliżył się do mężczyzny, niejakiego Kowalskiego.
-Pan jest sąsiadem?
-A co ze mnie za sąsiad – odparł załamanym głosem mężczyzna.
-A czemu pan tak mówi?
-Podobno się zabiła z głodu?
-Popełniła samobójstwo, ale nie wiadomo dlaczego.
-Ja tam wiem, że z głodu.
-To wiedział pan, że nie ma co jeść i jej pan nie pomógł? – zapytał bezpardonowo Szumski.
-Wszyscy wiedzieli, że biednie żyje, ale tacy dzisiaj są ludzie.
-A pan? Pan raczej jest zamożny, bo widzę, że dom okazały i raczej lodówkę ma pan niejedną – zażartował z Kowalskiego, widząc jego pokaźny brzuch.
-Ja tam panie oficerze czasami jej pomagałem, ale ostatnio nie mogłem, bo mi stara nie dawała.
-Jak to panu nie dawała? – zdziwił się komisarz.
-Panie! Ten dom, to po teściach mojej starej i cała gospodarka na nią stoi. Ja tu jestem tylko od roboty. W dzień na polu, a w nocy w łóżku.
-Dobre, tego jeszcze nie słyszałem. – Tu komisarz zastanowił się na chwilę i zapytał. – To skoro ma pan tyle pola, to nie mógł jej pan zatrudnić dorywczo?
-Czasami robiła trochę u mnie, ale ostatnio moja stara sobie ubzdurała, że Zośka – i tu na chwilę przerwał, bo łzy mu stanęły w oczach – że świętej pamięci Zośka mnie podrywa.
-Mówi pan o tej, jak jej tam?
-Zośka Samosikowa – oznajmił Kowalski.
-To ta Samosikowa była taka towarzyska?
-Gdzie tam, panie oficerze. To była porządna kobieta, tylko chłopa miała gnoja. Powiem panu, że jak się trochę lepiej ubrała, to ładniejszej nie było w parafii. No i baby jej zazdrościły i nagadały tej mojej starej, że ta mnie podrywa, a to moje głupie uwierzyło. Stara jazgotała, że Zośce nie chce się robić, a ona panie była robotna, tylko, że ostatnio to nie miała siły.
-To faktycznie nie miała co jeść?
-Raz miała, raz nie miała. Jak jeszcze robiła u mnie, to zrobiła te parę złotych, ale ostatnio to moja stara nie pozwoliła jej przychodzić do roboty. Jak ją wziąłem do zrywania wiśni, to ta moja stara przyszła i ją zwyzywała przy ludziach od szmat i puszczalskich. No to już jej nie wołałem, bo i po co.
-A u innych ludzi nie mogła znaleźć zajęcia?
-Panie, tu na około nie ma żadnej roboty. Ona chodziła i szukała, ale nikt jej nie chciał przyjąć. Zresztą tu w co drugim domu tylko dziadki zostały co żyją z emerytury, to gdzie tu znaleźć robotę. Chłop to jeszcze by jaką znalazł, ale baba. – Tu nastała chwila milczenia. – Kiedyś to jeszcze kobiety pilnowały dziecka, ale teraz dziecek prawie nie ma, to i roboty nie ma.
-No, to nieciekawie – stwierdził krótko komisarz.
-Ostatnio to trochę zarobiła na jagodach, ale w tamtym tygodniu jakiś bandzior wjechał na nią samochodem i potłukł słoiki. No i nie miała z czym chodzić na jagody. – Słowa te dotknęły Szumskiego, bo to przecież on był tym nieznanym bandziorem.
-A pan wcale nie jest lepszy! Kobieta po sąsiedzku nie miała co jeść, a widzę, że chleb leży przy budzie.
-Bo psy już tak są rozbestwione, że gołego chleba nie chcą żreć. – Tu Kowalski zastanowił się przez chwilę i zdecydowanie oznajmił. – Coś panu powiem. Dzisiaj mojej starej nie wpuszczę do kuchni, niech przynajmniej jeden dzień będzie głodna, zobaczy jak to jest. – Następnie odszedł od płotu i udał się do domu.
Tymczasem Szumski sięgnął po kolejnego papierosa i zastanawiał się czy nie wracać do domu. Nie przepadał jednak za swoją szwagierką, a że ona miała tego dnia imieniny, to i nie miał powodu, żeby spieszyć się do domu. Wypalił więc papierosa i powoli jechał przed siebie. Po pewnym momencie dostrzegł ludzi wychodzących z kościoła i wtedy naszła go myśl, aby porozmawiać z księdzem. Zaparkował więc opodal kościoła i wolnym krokiem skierował się na plebanię. Po wciśnięciu dzwonka ukazała się kobieta w starszym wieku, która była gosposią na plebani.
-Słucham pana.
-Dzień dobry. Komisarz Szumski. Chciałbym zamienić parę słów z proboszczem.
-Dzisiaj pan raczej nie porozmawia z proboszczem, ale proszę wejść. Zaraz zapytam. – Komisarz zrobił więc parę kroków do przodu i czekał.
-Pan wejdzie do salonu. Ksiądz pana przyjmie, tylko niech się pan streszcza, bo rosół już prawie gotowy, a ja podgrzewać nie będę, bo dzisiaj mam osiemnastkę wnuczki. – Po tych słowach komisarz uśmiechnął się tylko i skierował się do salonu, gdzie oczekiwał go proboszcz.
-Dzień dobry, komisarz Szumski.
-Dzień dobry, proszę usiąść – zaproponował ksiądz nazwiskiem Wałecki, który był już osobą zbliżającą się do siedemdziesiątki. – Napije się pan czegoś?
-Nie będę zawracał księdzu głowy, tym bardziej, że gosposia księdza idzie na osiemnastkę wnuczki.
-Niech się pan tym nie martwi. Potrafię zagotować wodę.
-Jeśli można, to coś zimnego.
-Zaraz przyniosę – rzekł ksiądz i udał się do kuchni. Wkrótce też niósł szklankę i butelkę wody gazowanej. Następnie napełnił szklankę i dodał – jak zabraknie, proszę sobie dolać.
-Dziękuję – odparł Szumski i od razu zapytał. – Ksiądz chyba wie co mnie tu sprowadza?
-Od rana o tym myślę i nie mogę w to uwierzyć.
-Ksiądz na pewno znał trochę tę kobietę i jej dziecko.
-Jestem na tej parafii dwanaście lat, a że parafia niewielka, to i ludzi trochę poznałem.
-Powiem księdzu, że zanim popełnili samobójstwo, to Samosikowa ubrała się w suknię ślubną, a dziecko ubrała w albę komunijną. – Słowa te od razu wywołały reakcje księdza, w oczach którego pojawiły się łzy.
-Czas mi przejść na emeryturę. Myślałem to zrobić za rok, jak skończę 70 lat, ale odprawię tylko ten pogrzeb i poproszę biskupa, żeby mnie zwolnił z obowiązków proboszcza.
-Dręczą księdza wyrzuty sumienia? – zapytał nieśmiało komisarz.
-Ja jeszcze mam sumienie, to się we mnie odezwało. – Tu nastała chwila ciszy, aż ksiądz ponownie przemówił. – Powiem panu, że czasem trzeba się bardziej zdać na pana Boga, niż uchodzić za wszechmądrego.
-Nie bardzo rozumiem księdza?
-Samosikowa, już świętej pamięci, miała brać ślub zaraz po tym, jak przyszedłem na tę parafię. To miał być pierwszy ślub, który tu miałem dawać. Niech pan sobie wyobrazi, że dzień przed ślubem jej niedoszły mąż uciekł z jej młodszą siostrą, która nawet nie miała skończone 17 lat. Uciekli nie wiadomo gdzie! Słuch po nich zaginął i może to dobrze. Wtedy stary Kownacki, ojciec Samosikowej, zaprosił wszystkich na przyjęcie, bo przecież wszystko było naszykowane na wesele i nazajutrz po przyjęciu się powiesił.
-Ta rodzina ma chyba coś z psychiką, skoro najpierw powiesił się jej ojciec, a teraz ona zabiła się z dzieckiem.
-Tego to ja nie wiem, ale źle zrobiłem, że jej odradziłem pójście do klasztoru.
-To chciała zostać zakonnicą?
-Nie mogła się z tym wszystkim pogodzić, ale do klasztoru nie powinno się iść z rozpaczy, tylko z chęci.
-Zgodzę się z księdzem – stwierdził komisarz.