– Dzień dobry! – powiedzieliśmy nieszczerze, wchodząc z synem do gabinetu pani doktor, bo to ta, która 11 miesięcy temu posłała nas obu „za druty” na kwarantannę. Wiadomo, że miała wtedy takie procedury, ale w Norymberdze też się tak tłumaczyli…

– Dzień dobry.

– Przychodzimy z przeziębieniem – powiedziałem.

– My, to znaczy kto? – zapytała filozoficznie pani doktor.

– Dziecko – mówię – wszak jesteśmy u pediatry, nieprawdaż…

– Nazwisko! Przecież z oczu go nie wyczytam!!!

– Aha, czyli takie buty: będzie teraz z nazwiska wywróżała chorobę!? – pomyślałem.