Czy nie słuszną jest teza – że sowietyzm – wypalił Polskę w popioły – aby Polska powstała jak Feniks?
Umarł na cmentarzu – finał – bardziej się nie da. Stał się umarły w domach umarłych? Gdzie wchodzisz – w domy umarłych – musisz stać się umarłym?
I całe wszystko nie ma znaczenia – tylko koniec – jest najbardziej prawdziwy? Jest ostatnim zdaniem – całej opowieści?

A ta kamienica – ta piękna – jego zdaniem – najpiękniejsza w całym mieście – ma piękne – nietypowe – schody od zewnątrz – od ulicy – prowadzące na – wysoki parter albo i nawet na I piętro. Coś pięknego – niebywałego – bo niebywałe jest elementem piękna? Nigdy nie był w środku – nigdy nie było okazji.
Być może zbyt piękna – aby w niej był – w środku.
Nie pisane mu jest.
A może – coś coś tam – i może dlatego.

Tam kiedyś taka awanturka i rendez-vous – przechodził – i jakiś facet przebiegł Chopina – patrzy kątem oka – a po drugiej stronie Straż Miejska – i mówi mu – temu facetowi – Panie, co Pan robi? tam Straż Miejska stoi – uśmiechną się – jakoś nawet serdecznie – wynikło z tego, że on jest jakimś oficerem Straży Miejskiej (chyba mają swoich oficerów).

I jak ta Pszczółka. Która być może chodzi mokra po parkiecie jak światło. Z takim jednym rozmawiał – co to od urodzenia tam – z 60 ma na pewno – takie kamienice swoimi prawami się rządzą – i pytał – nie wiedzą – oni – gdzie dokładnie, w których pomieszczeniach kamienicy – była ta radiostacja.

A ta Pszczółka – to niezły kawał dziewczyny.
Być może jakby się ze sobą przespali – nie byłoby jego.

Już prawie – blisko – nad ranem – poranek – po nocy – już prawie – dobra, idę do domu. Niedaleko mieszkał.
Dziewczyna na schwał i jak cholera – Prawo KUL – i Historia Sztuki KUL – po studiach – parę miesięcy w sądzie – z Sandomierza była – i na szczęście – została – pracuje na Zamku w Sandomierzu.

Pół sekundy – jedno zmrużenie – dotknięcie palcem jej pleców – tam gdzie żebra – rzucenie okiem na świeży poranek – i by go nie było. Byłby – nie Jest – tu i teraz.
Jak trzepot motyla skrzydła – dajmy na to – w centralnej Brazylii. Ale chyba – bez przesady – nie miałoby to wpływu – że putin zadławił się, zakrztusił – pestką śliwki – i zmarł przypadkowo – głupio – bardzo – mądrze i po ludzku by to było – jednak… chyba… trzepot skrzydła motyla.
Dotknięcie – przez zmrużone oczy – Jej żeber.

Albo ta komusza – propaganda – a idź stąd szwagier – ty komunistą jesteś – kolejarzem-maszynistą – a idź stąd szwagier – i ten okazuje się – ten co wierzył w nie komunistów – okazuje się – no w filmie – że molestuje swoją siostrzenicę. Chore. Gorsze niż propaganda – bo – nie wprost.

Reżyser – musiał nie musiał. Potrzebował.
Tak jak człowiek – potrzebuje teraz – to – zobaczyć.
Popatrzcie – popatrzcie. Otwórzcie oczy.

Ech – wy komuchy – …
Coście uczynili z tą Krainą.
I Naszymi głowami – myśleniem.

Węzeł Gordyjski – życia naszego? No, nie waszego – wy.
Ale naszego – My – Ja – On / Ona.
Ej komuchy – >wy< – komuchy.
My – Ja – On / Ona – życie, proszę Pana.

Idzie dalej.
Po prawej mija duży budynek – banku NBP.
Prawdziwy Pałac – na Mieście. Rzadko takie są – w Mieście.
A i pewnie stary – przedwojenny, o Panie – ogromny, wielki – Pałac prawdziwy.

I wreszcie zrobili tu przejście.
Na wysokości – Hipoteczna / Karłowicza.
Ludzie przebiegali tylko – od czasu do czasu – kasę Straży Miejskiej – nabijali.
Jedno – przy Krakowskim. Drugie – przy Okopowej.
I wreszcie zrobili – bo ludzie jak muszą to i tak – przejdą, przebiegną.
Wielce przydatne przejście.

Skręca – wchodzi na jezdnię – no już jest – na szczęście – na zebrze – i wchodzi w Karłowicza.
I na skwer – Kaczki – zwanym.
Dłoń – zniszczyli – zniszczył – jeden – za dużo miał w czubie.

Oj, bójcie się – jedni i drudzy i trzeci – któryś będzie miał w czubie – i dźgnie nożem – rzuci butelką wódki prosto w głowę – nie tam jakieś jajka – sprayem pomalowane drzwi wejściowe – nie – podjebie komuś w głowie trochę bardziej – być może jakiś narkotyk – i będzie afera-tragedia – rzuci pustą butelką wódki – i trafi – dźgnie nożem trafnie – i trafi odpowiednio.
Dłoń – zniszczyli. Oni. Ich jest wszędzie – i nie wiadomo – któremu się na głowę rzuci skutecznie. I który w którego – którego?

To się momentami tak gotuje – że aż bulgocze – kipi.
I dekiel z góry sam spadnie – i tragedia będzie.