Płyta która jest ze mną od dzieciństwa (w szczególności strona B).
Płyta o której od zawsze słyszałem zdanie, urwane w pół:
– „Pierwsza Budka, to….”
Słowa te wypowiadał Tata i pewnie chciał coś więcej powiedzieć, ale szybko orientował się, że zaczyna mówić do… sześciolatka, który nie miał prawa zrozumieć. Z tym, że ja wiedziałem.
Na jednej ze szpul przecież, nagrana była chyba cała dotychczasowa dyskografia Budki Suflera, plus jeszcze jakiś bliżej mi nieznany koncert, którego nie sposób teraz odnaleźć.
Więc w tajemnicy, ukradkiem nawijałem taśmę i słuchałem na okrągło. Pewnego lata nie było dnia, żeby „Szalony koń” (wspomniana strona B) nie przegalopował dookoła stołu ustawionego pośrodku pokoju w którym mieszkaliśmy.
Po wielu latach kupiłem reedycję tego albumu, ale Adam zaproponował żebyśmy zaprezentowali to wydanie z 1975 roku.
Trzeszczy. Pewnie ktoś nie zdejmował jej z talerza. Ale pomimo tych mankamentów, jest jakaś taka fajniejsza… Taka, że w 45 rocznicę nagrania i wydania skłonny jestem powiedzieć, że:
-Pierwsza Budka, to…