Stare miasto w Lublinie ma swe tajemnice,
o których wiedzą tylko kamienne ulice,
kościoły, kamieniczki – szacowne zabytki.
Kto tajemnic ciekawy, może wziąć na spytki
tych świadków dawnych czasów, którzy wszystko wiedzą.
I choć milczą jak kamień, może coś powiedzą.
Wśród ulic staromiejskich jest mały zaułek.
Nie ma z niego pożytku nikt, kto z czterech kółek
korzysta nieustannie, bo jest tak wąziutki,
że żaden się samochód, choćby był malutki,
na pewno w nim nie zmieści. Ta dziwna uliczka
wygląda jak strumyczek, co przy kamieniczkach
płynie sobie wesoło wśród czasów i zdarzeń.
I nazwę też ma dziwną, a zwie się „ Ku Farze”.
U wylotu zaułka jest nieduży placyk
z napisem „Plac po Farze”. Cóż ta nazwa znaczy?
Dzisiaj „fara” to słowo rzadko używane,
bardzo stare, a przez to prawie zapomniane.
Tak kiedyś nazywano ważniejsze świątynie,
kościoły parafialne. Był taki w Lublinie.
Stał właśnie na tym placu. Uliczka „Ku Farze”
prowadziła tam ludzi, którzy przed ołtarzem
chcieli się w nim pomodlić lub być na mszy świętej.
Posłuchajcie historii w legendzie zamkniętej,
a będzie to opowieść niezwykła i stara
o tym, jak to powstała ta lubelska fara.
Lat od tego minęło siedem setek z górą,
Gdy książę Leszek Czarny bronił Polski, którą
napadły wtedy armie Jadźwingów i Litwy.
I zdarzyło się księciu w czasie jednej bitwy,
że wrogów tak przestraszył, aż uciekli przed nim.
Gonił ich ze swym wojskiem po nocy i we dnie.
Przedzierał się przez puszcze, przez bagna i rzeczki.
Wrogowie byli sprytni i w czasie ucieczki
często mylili pogoń zacierając ślady.
Książę wreszcie pomyślał: „ Trudno. Nie ma rady…
Już ich nie dogonimy w tym bezkresnym lesie.
Odpocznę i zobaczę, co przyszłość przyniesie.”
Leszek kazał rycerzom zatrzymać się w borze
i zobaczyć, gdzie obóz wojsko rozbić może.
I co się okazało? Otóż to, że oni
pod sam Lublin dotarli w czasie tej pogoni.
Miasto było zniszczone przez trwającą wojnę,
jednak książę rozkazał, aby hufce zbrojne
właśnie tam odpoczęły kilka dni, a potem
razem z nim do Krakowa wróciły z powrotem.
Rycerze zsiedli z koni, zdjęli ciężkie zbroje,
a tak byli zmęczeni pościgiem i bojem,
że kładli się na ziemi w cieniu pod drzewami.
Książę patrzył na miasto smutnymi oczami,
a potem gdy się obmył z podróżnego kurzu,
zasnął pod wielkim dębem, który rósł na wzgórzu.
I sen miał niezwyczajny – sam patron rycerzy,
święty Michał Archanioł konno doń przybieżył
i przemówił do księcia tymi oto słowy:
„Wstań, Leszku, wielki książę, bracie Łokietkowy!
Wstań, bo mówi do Ciebie ten, który w obłokach
przebił mieczem szatana zmienionego w smoka.
Zwiastuję ci zwycięstwo nad tymi wrogami.
Musisz wstać i natychmiast ze swymi wojskami
grzać co sił w tych rumakach za tym, co ucieka.
Wstań, Leszku, wielki książę! Zwycięstwo cię czeka!”
Słysząc we śnie te słowa książę się obudził,
miecz mocno chwycił w dłonie, krzyknął na swych ludzi,
aby prędko wstawali i dosiedli koni,
żeby móc jak najszybciej znowu wroga gonić.
I tak było, jak księciu mówił sen proroczy.
Leszek wraz ze swym wojskiem gnał co koń wyskoczy.
Dopędził nieprzyjaciół, którzy już myśleli,
że pogoń oszukali i cało umknęli.
Wielkie było zwycięstwo, wielka radość po nim.
Książę wroga pokonał, ziemie swe obronił,
poddanych uratował przed niechybną zgubą,
siebie i swoje wojsko okrył wielką chlubą.
Lecz wiedział Leszek Czarny, że owo zwycięstwo,
choć wielką jest nagrodą za walkę i męstwo,
nie daje księciu prawa, żeby chodzić w chwale.
Świat musi się dowiedzieć o świętym Michale,
który jemu się przyśnił i dzięki któremu,
Bóg pozwolił zwyciężyć księciu krakowskiemu.
Postanowił więc Leszek zaraz ufundować
i kazał lublinianom wkrótce wybudować
lubelski kościół farny. Tak właśnie powstała
świątynia pod wezwaniem świętego Michała.
Ołtarz fary miał stanąć dokładnie w tym miejscu,
gdzie rycerski Archanioł miał się przyśnić księciu.
I trwała tam świątynia przez stulecia całe,
głosząc Bożą Opatrzność i anielską chwałę.
Dzisiaj pozostał miastu po książęcym darze
placyk z resztkami murów – mały „Plac po Farze”.
Sto pięćdziesiąt lat temu kościół rozebrano
i żaden już budynek na placu nie stanął.
Ludzie mówią, że w miejscu, gdzie był ołtarz fary,
znaleziono pień dębu ogromny i stary.
Pod tym dębem spał książę – Leszek zwany Czarnym.
Tak się kończy opowieść o kościele farnym.