Lubię pierwszą i drugą część Psów (zwłaszcza pierwszą). Mocne sensacyjne kino, obraz Polski z okresu wstawania z kolan po komunie i źródło nieśmiertelnych tekstów.
Franz Maurer to postać kultowa, w dzisiejszych czasach „memiczna” (w pozytywnym znaczeniu). Flagowa rola Bogusława Lindy. Wieść o powstaniu trzeciej części zaciekawiała. Władysław Pasikowski niedawno podreperował reputację Pitbulla – jego Ostatni pies w pewnym stopniu zmazał plamę pozostawioną przez „dzieła” Patryka Vegi. Zagadką był (bo musiał) pomysł na Psy po dwudziestu pięciu latach. Polskie kino jeszcze nie otrząsnęło się po gniocie, jakim okazała się trzecia odsłona Kogla-Mogla, a to podobny przypadek odkurzenia marki…
Franz kolejny raz wychodzi z więzienia, po dłuższej odsiadce. Wydaje się być człowiekiem, który nie ma żadnego celu, ale los szybko mu go wyznacza. Dawnego druha, Nowego, nieoczekiwanie dosięgają problemy – o jednym nie ma pojęcia (chęć zemsty młodego Jakuszyna), drugi to zaginięcie jego syna. Maurer musi (i chce) pomóc koledze.
Bogusław Linda w roli głównej jest taki, jaki powinien być. Franz to człowiek po przejściach, wyglądający na trochę już zmęczonego. Nie wyrywa się, tak jak kiedyś, do częstego stosowania umiejętności, które „opanował” przed laty. Maurer w tym filmie jest czasami trochę na uboczu, wtedy na pierwszy plan wysuwa się Nowy, albo Witkowski. Cezary Pazura jako Morawiec udowadnia, że nadal potrafi wznieść się na poziom sprzed dwóch dekad (po serii przeciętnych występów w ostatnim czasie). Nowy to specyficzna kreacja – trudno ją odnieść do jakiejkolwiek innej w dorobku aktora. Są momenty w filmie, w których Pazura nawiązuje do znakomitych występów w dwóch wcześniejszych częściach. Natomiast Marcin Dorociński (komisarz Witkowski) nie gra tu niczego odkrywczego, bo znajduje się w swoim środowisku naturalnym (ile to już było takich ról w jego karierze?), w którym gwarantuje wysoki poziom i to wystarcza. Jest oczywistym wyborem, podobnie jak Jan Frycz i Mirosław Baka (oj, pasowaliby do starych części!).
Pasikowski serwuje symboliczne powroty. O ile obecność majora („awansowali przed emeryturą”) Stopczyka i, zwłaszcza, Wolfa ma swoje uzasadnienie w akcji, o tyle Andżela wraca, tylko nie wiadomo, po co. Scena w celi na początku filmu to ukłon w stronę tej, która otwiera drugą część. Nie jest zresztą taką dygresją samą w sobie, ale ma znaczenie w dalszym ciągu.
W filmie gubią się trochę wątki. Wydaje się początkowo, że fabuła będzie budowana wokół rosyjskiej vendetty syna Jakuszyna, a to zaledwie epizodzik, w dodatku naiwnie zamknięty. Gang narkotykowy (i jego powiązania z policją) także jest niepotrzebnie eksponowany, bo ma marginalne znaczenie dla akcji. Scena z „rozmowy kwalifikacyjnej” Franza u gangstera Spinakera jest chyba tylko po to, żeby pokazać, że Maurer to już nie człowiek, który (obrażany) wyciągnie broń i powystrzela połowę klubu.
Kto oczekuje poziomu kultowej „jedynki”, ten się rozczaruje. Psy 3. W imię zasad nie jest próbą zmierzenia się z legendą, bardziej oddzielnym bytem, korzystającym ze sprawdzonych postaci. Niepozbawionym absurdów, ale pokażcie „sensację” bez nich! To nie jest wielkie dzieło, do kanonu nie trafi. Ten film mógł, a może powinien, być lepszy. Mnie wystarczy, że dostałem to, po co poszedłem do kina. No i ten Michał Lorenc…