Bóg z terakoty
Głaszcze pod włos ciemne koty
Pejzaż z księżycem
Strzyże gładko rzęsy naszych powiek
Odgradzających nas od wieczności
Każdy chciałby napisać poemat sonatę na skrzypce
I fortepian chciałby odkryć nowy lek albo pierwiastek
wystrzelić rakietę kosmiczną zbudować teleskop
Nie każdy potrafi jednak
zapanować nad drżeniem rąk umyć porządnie okno przeprosić się z sąsiadem
Jest wieczór dość późno
Karmisz zmęczone gołębie układasz w portfelu rybie
łuski na szczęście błogosławisz pościel przed snem
Z ust zmywasz karmin nasycony słońcem całego dnia
I gładkością słów które wypowiadałaś
By choć przez chwile czuć się potrzebną
Z listy niezałatwionych spraw skreślasz pogodzić się ze sobą i ocalić twarz