Myślałam, że to będzie proste, zadałam Wikipedii słowo „informacja” oczekując krótkiej, jasnej definicji.
Ostatecznie przy natrętnej obecności informacji w naszym życiu warto mieć ją przed oczami. I ugrzęzłam. O ile tłumaczenie z łaciny słowa informatio – przedstawienie, wizerunek; i dalej informare – kształtować, przedstawiać przemawiało do mnie, to już każde następne zdanie było zbyt wymagające.
Informacja jest to transformacja poprzeczna komunikatów w torze sterowniczym, tj. zmiana pewnego stanu wyróżnionego w pewnym punkcie toru sterowniczego (systemu przekazywania informacji) na inny stan wyróżniony w tym samym punkcie; przyporządkowanie sobie tych stanów (relacja między nimi).
Nie odważę się tą definicją szpanować, skonstatowałam.
Im dalej w las… tym więcej zrozumienia. Kolejne zdanie moje szare komórki były w stanie przepracować już za piątym czytaniem:
To, ile informacji zawierają komunikaty, zależy od stanu niewiedzy odbiorcy, co do nadawcy. Im większą zmianę w nieokreśloności (niewiedzy) odbiorcy, co do nadawcy, wywołuje komunikat odebrany, tym dostarcza (zawiera) więcej informacji.
Gdzieś pod koniec artykułu wracamy na ziemię:
(Informacje to) dane, które zostały ukształtowane lub uformowane przez człowieka w istotną i użyteczną postać.
Kto podsumowuje dla mnie informacje i według jakich kryteriów? Skąd wie, co jest dla mnie istotne? A co użyteczne?
Kosmos / świat / drugi człowiek zarzucają nas informacjami, od których nie mamy szansy się uwolnić, według swojego, nam obcego algorytmu. W tej sytuacji stanowczo popieram postulat sformułowany przez Aleksandra Sołżenicyna, że człowiek powinien mieć prawo do unikania informacji.
Wolę bajki Grimma
od pierwszych stron gazet
W. Szymborska