Bardzo lubiłem odwiedzać naszego sąsiada Jankiela Mosiężnika. Uwielbiałem patrzeć, jak gorący roztapiający się mosiądz zamienia się w ciasto, a potem jak silnie rozgrzana masa przemieniała się w płyn, który wlewano do form. Z tego powstawały szabasowe lichtarze, menory, a nawet części maszyn fabrycznych.

Kilka razy do roku Żyd z Wohynia, na którego wołano Iczke Świnia, odwiedzał Jankiela Mosiężnika. Ten prowadził handel obwoźny złotem, biżuterią, zegarkami i tym podobnymi precjozami. Wyglądał jak Matatiasz Hasmoneusz – miał siwą brodę, był wysokim, smukłym człowiekiem o czujnym spojrzeniu. Pamiętam, jak z całą powagą zwykł był opowiadać, o tym, jak pozyskiwał od skąpych bogatych familii złoto po to, aby przeznaczyć je na macę dla biednych. Nie rozumiałem, dlaczego do osoby z tak nieprzyjemnym przydomkiem odnoszono się z tak wielkim respektem. Po dłuższych dociekaniach doszedłem do następujących wniosków. Otóż cała historia zaczęła się w 1863 r., kiedy Iczke był młodym chłopakiem i nie nazywano go jeszcze wówczas „Świnią”, a w roku tym wybuchło polskie powstanie, którego celem było pokonanie Rosji i odzyskanie niepodległości.

W Wohyniu Polacy szybko odnieśli sukces, ponieważ cała carska moc składała się z… jednego strażnika. No, ale jak to zwykle bywało z Polakami, ich pierwsze działania skierowane zostały przeciwko Żydom. A plany zakładały wymordowanie wszystkich wohyńskich Żydów. Jedynym więc sposobem na ich ocalenie było nawiązanie kontaktu z Żydami w Radzyniu, którzy mogli zawiadomić obecnie w mieście nie tylko siły policyjne, ale także stacjonujący w nim pułk wojska. Niestety, Polacy postawili straże na wszystkich drogach wychodzących z miasta, żeby uniemożliwić komukolwiek opuszczenie Radzynia.

Co zrobił Iczke? Kiedy zapadła noc, przywdział świńską skórę, szedł na czworaka, chrząkając przy tym jak prawdziwa świnia, aż doszedł na drugą stronę miasta. Wszedł do Radzynia i wkrótce żołnierze i policjanci dotarli do Wohynia, aresztując przywódców planowanego pogromu. Od tego czasu przydomek „Świnia” dodano do jego imienia, a całą rodzinę odtąd nazywano Świniami.

Każdego roku w Wohyniu na pamiątkę tego wydarzenia odbywało się nowe święto. Wówczas Iczke z rodziną siadał przy jednym stole z żydowskimi notablami i wszyscy odczytywali nowo spisane „Świńskie zwoje”.


Mendel Goldwasser, Radziner tipn, [w:] Sefer Radzin; izker –buch = Radziner izker buch, red. I. Zigelman, Tel Awiw 1957, s. 60. Tłumaczenie z jidysz Alicja Gontarek.