O eklektyzmie filmowej trylogii o Kleksie, żalem za wytłuczoną colą, zachwycie „Willowem” w kinie „Mewa” nad Białym Jeziorem -z pracownikiem Muzeum Kinematografii w Łodzi, absolwentem polonistyki i anglistyki UMCS, filmoznawstwa UJ rozmawia Jakub Hapka.
https://www.youtube.com/watch?v=QDBNMbJ8MBU
Twoja pierwsza wizyta w radzyńskim kinie…Czy pamiętasz pierwszy film, który zrobił na Tobie wrażenie w latach dzieciństwa…
Na pewno obejrzana w telewizji „Akademia Pana Kleksa”, już nie wyświetlana. Na kolejnych częściach: „Podróże Pana Kleksa” (scena z wielkim makaronem i atakiem na twierdzę Wielkiego Elektronika) i „Pan Kleks w kosmosie” byłem już w kinie. Byłem na tym jeszcze przed pierwszą klasą podstawówki.
Było już kilka lat od premiery. 1988, 89 rok… Ten film jest ciekawy, ponieważ dochodzi w nim do głosu fascynacja reżysera kinem zachodnim – obecne u nas, ale w śladowym stanie. Docierało dopiero na kasetach video. W filmie, co prawda dla dzieci, pojawiają się wątki kung-fu, science-fiction, przygodowe. Jest tam musical, nawet trochę horroru. Wszystko, w tych „Podróżach Pana Kleksa”- bardzo eklektycznym filmie, tam było.
Mam wrażenie, jak analizuję to po latach, że ten film – chociaż obecnie krytykuje się go za to, że jest zlepkiem pomysłów z „Gwiezdnych wojen”, „Wejścia smoka” i popularnych wówczas obrazów – mocno mnie zainspirował. Coś w nim było.
Ważną była wizyta na filmie „Cudowne dziecko”. Ostatnio oprowadzałem wycieczkę po miejscach, gdzie był kręcony – właśnie w Łodzi. Bardzo ciekawa koprodukcja, z kanadyjskimi pieniędzmi. Było w nim widać pewien zachodni luksus, którego u nas w ogóle nie było. Typu – przyjęcie urodzinowe z coca-colą. Bohater o zdolnościach telekinetycznych wysadzał tą colę.
J.H. : Pamiętam, że strasznie było nam szkoda tych butelek…
O takim luksusie nie mogliśmy wtedy nawet pomarzyć. Plastikowe butelki były czymś niezwykłym, mieliśmy tylko szklane.
Dla nas marnotrawstwem było także, gdy widzieliśmy pojedynki na torty z amerykańskich filmów. Dla nas był to za duży dobytek. To było święto, kiedy ktoś piekł tort czy kupował. Natomiast tam była rozpusta.
Filmem, który wywarł na mnie wielkie wrażenie, w pierwszej klasie podstawówki był „Willow”. Oglądałem go w kinie „Mewa” w Okunince, już nie istniejącym. Miejscowość wypoczynkowa, zwana potocznie Białym Jeziorem. Kino funkcjonowało w ramach wieczornych seansów – pod gołym niebem, trzeba było poczekać, aż w lipcu wybiła 21.00, w sierpniu – 20.30. Musiało już się ściemniać. Było to w centrum miasteczka, które wtedy nie było jeszcze takie głośne. Teraz niemożliwe, żeby zrobić coś takiego – wszystkie dyskoteki by je zagłuszały.
To był już film fantasy pełną gębą. Ze słynnym aktorem małego wzrostu, karłem, który nazywał się Warwick Davis. Bardzo długo był czołowym aktorem małego wzrostu. Teraz został zdetronizowany przez odtwórcę roli Tyrona w „Grze o tron”. Były nawet memy, że on jako jedyny nie cieszy się z popularności serialu.
Kiedy byliśmy młodzi, kino nie było już takie jak dawniej. Już wtedy, niestety, ludzie masowo odwrócili się od kina. Przestali przychodzić z dwóch powodów. Jeden powód to telewizja, która już zaczęła mieć lepszą jakość – jej oferta zrobiła się trochę lepsza. Pojawiły się odbiorniki satelitarne, anteny – i też ludzie zaczęli oglądać rzeczy spoza polskiego, dość jeszcze ubogiego, repertuaru telewizyjnego.
Ale też pojawiły się kasety video. Ta inwazja w drugiej połowie lat 80-tych – wtedy, kiedy my dochodziliśmy do świadomości – spowodowała, że więcej osób oglądało filmy na video niż chodziło do kina – to było droższe.
Kino stało się rozrywką, na jakiś czas. Można powiedzieć, na specjalną okazję.
J.H.: W jednej z radzyńskich wypożyczalni był dość specyficzny podział kaset – uporządkowanych… występującymi w filmie aktorami. Bez podziału na gatunki
Było kilka wypożyczalni, każda miała swój system. Wtedy były kolebkami kina (śmiech). Zwłaszcza dla uczniów szkół podstawowych, może i licealiści się ekscytowali. Po szkole chodziło się, a niektórzy nawet się z niej zrywali, i oglądało wszystkie opakowania, pudełka w wypożyczalniach kaset video.
Jeśli aktor był popularny, to mogło być wabikiem.
Pamiętam tą na środku starego dworca PKS-u
Miała na pewno podział na gatunki. Pamiętam też „B-klasowce”. To były półki, nazwane jako SENSACJA, ale były to filmy naprawdę niskich lotów. „Ślicznotka zabija”…Gdy się wchodziło, to od razu trafiało się na kino z niskiej półki. Jakieś filmy o ninja…
W dziale komedii Louis de Funes miał swoją własną półkę. On był magnesem.
Mógł być Schwarzenegger.
Pamiętam plakat z „Terminatora”, na motorze z bronią…
Był chyba przez wiele lat. Ten plakat był niemal symbolem tej wypożyczalni.
Kasety miały swoje prawa. Okładki przyciągały wzrok – eksponowały wszystkie atrakcje, czasem przesadnie opisywały to, co jest w środku. Czasem się myliły. Zdarzały się nawet błędy językowe. Pamiętam opisy, które zdradzały całą treść. Typu kryminał, w którym jest dokładnie opisana fabuła: Ona nie przypuszcza, że zabił nie kto inny, niż osoba jej bardzo bliska – jej wydawca. I to, co okazywało się w ostatnich 5 minutach filmu zostało już powiedziane (śmiech)
Nawiązuje do tego fragment „Zmienników”. Personalny WPT siedzi przed telewizorem, a prezenterka przed projekcją „filmu z dreszczykiem” zapowiada, kto zabije. Mały niuans, ale pamiętany
Prawdopodobnie zdarzają się takie wpadki. Zwłaszcza jak ktoś już coś widział, jest podekscytowany. Pierwsza rzecz, którą powie jest cała treść z zakończeniem.
Powiewem Zachodu było pojawienie się w latach 90-tych magazynu dla młodzieży -„Bravo”. Było tam dużo przedruków z niemieckiego wydania. Były tam fotostory – niby komiksy. Zamiast rysunków, były fotosy. Problemy życia młodzieży – zachodnie twarze, zachodnia moda. To nas ciekawiło. Te problemy nastolatków były inne, nie takie jak u nas.
Były też fotostory z hitów kinowych – streszczenia filmów, fotosy i streszczenia treści. Także ze zdradzonym zakończeniem. Do tej pory nie rozumiem, czemu to miało służyć. Tutaj też błędów była cała masa. Najbardziej rażącym było streszczenie „Terminatora 2” . Filmu – ikony tamtego czasu. Było zdjęcie, na którym bohaterowie uciekają ze szpitala psychiatrycznego, już z Sarah Connor przed T-1000 i podpis: „Terminator próbuje wyciągnąć śpiącą Sarę z samochodu” – absurd.
Ona zdecydowanie nie spała, była nabuzowana, aktywnie uczestniczyła w tym , żeby tego Terminatora wyrzucić z auta.
To był ciekawy okres. My, jako kinomani – podobnie jak kraj – otwieraliśmy się, zaczęliśmy poznawać kino zachodnie. Początki budowania wrażliwości filmowej to końcówka lat 80-tych i początek 90tych, kiedy to wszystko zaczynało nabierać rumieńców.
ciąg dalszy – za tydzień