KRAKÓW
Dzień się nieśmiało nocy wdzięczył
gdyśmy z Arturem (ja nie kłamię!)
jak cherubini leciuteńcy
lewitowali ramię w ramię.
I nagle tuż przy Głównym Rynku
mgła niczym Ani włos Szałapak.
I stali mglisto lecz w ordynku
MIŁA DOROŻKA,
MIŁY DOROŻKARZ,
MIŁY KOŃ
i któryś z nich nas wtedy złapał.
I wiedli nas cudownie mili
pośród gołębi wielkiej ciżby
i dnia miłego nam życzyli
gdy nas dowieźli już do izby.
Choć się życzenie nie spełniło
(bo nie codziennie moc jest w słowie),
to spotkać was przemiło było,
mili niebiescy aniołowie!