Po prawej kamienice – niezbyt wysokie – sklepy itp. Za Pedagogiką duża brama dużej kamienicy.
Wchodzi – wchodzisz na podwórko – w pewnym miejscu parterowy budynek przylepiony do zabudowań kamie- nicy – kawałek ogródka ogrodzony siatką – i kurki sobie chodzą i biegają. Dziobią, grzebią i jajka składają.

Czym niżej – bliżej Mościskiego i Okopowej – jakoś jaśniej.

Narożna – piękna, duża, pomyślana – kamienica z Górną. Przede wszystkim właśnie narożnik z balkonami i frezami.
A nad bramą od Narutowicza – dwóch facetów Świat Dźwiga.

Skwerek z rzeźbą Kawiaka – że z dżinsu.
Podobno – lata 80.? – po ścięciu drzew – zabandażował je. To może tak jak teraz – jakiś Piotr Kawski – zrobiłby –
przed wycięciem ochronić – zabandażować.

Na rogu Dwie Krople. Podobno najlepsza kawa w mieście. Nie wie – zawsze tam pije – więc nie ma porównania.

Wolność? Po co potrzebna? Weź sobie wyobraź – po drugiej stronie – przy Szewcach – idzie Twoja i Wasza córka ʻDiana’. I obstępuje je trzech soldatów bolszewo – i mówią – w bramę, będziemy gwałcić – a Twoja do nich – wy ty takie i o – takiego – i oni ją pobili do nieprzytomności – a ʻDianę’ i tak w bramie zgwałcili. Rozumiesz, do czego wolność jest potrzebna? Dobrze to wytłumaczyłem?
A on?
Wiesz, On będzie jednym z niewielu świetnych baristów w mieście. Będzie robił kawę za życie. Dla oficerów, generałów. Tylko pamiętaj! Jak Ci przydzielą dwóch ruskich asystentów – nie pokazuj im wszystkiego.
A Ty?
– Wiesz, ja to pisarz. Z głodu umrze, jak pisarz.
– A jak przyjdzie do Ciebie Ruch Oporu, abyś otruł generałów – powiedz od razu – wypierdalać. Jak spotkasz się z ko- legą, kolegą kolegi, trzecim kolegą – taka trójka – po 2–3 piwie i połowie jointa – każdy rozmawia o pracy – przecież.

Zagląda zza szyby autobusu w za szyby Dwóch Kropel. Kto jest?
Ktoś ze stałej ekipy na pewno. Ktoś po drodze. Ktoś przypadkowo – rzeczywiście tak jak mówią?

Po lewej mijają bramę Szewców, i dawny Bidul (za te Wioski Dziecięce ktoś powinien dostać Medal – w ogromnej, ogromnej podzięce) – teraz budynek Prokuratury.

Po lewej i po prawej – mniejsze, większe kamie- nice – jakieś sklepy, urzędy, kosmetyczka – co sobie klient życzy.

Autobus staje na przystanku przy Konopnickiej.
Coś mu się przypomniało z pracy, co go trochę zdenerwowało i wytrąciło z równowagi.
– Proszę – mówi głośniej, reagując na pukanie do drzwi.
– Wie Pan, co? Trzeba zresetować komputery, program się zawiesza.
– O kurcze – dobrze – okay. Dzwońcie do Ministerstwa – już jadę. Pociągi słabo chodzą, jadę busem, niech mnie odbiorą pod Pałacem.

Autobus rusza i mijają Konopnicką – jakby przeskoczyć jakiś mur.
Za którym być może już tylko piękny ogród. Jak prześliznąć się falą grzbietem tamy?

Po lewej Gruzini. Po prawej Chińczyk. Niezła globalizacja jak na Lublin.
Za Chińczykiem suknie ślubne firmowane jakimś francuskim nazwiskiem.

Po prawej Foto Lab, do którego chodzi od lat.

Czasami lubi porobić zdjęcia analogowo – na kliszy – ma i Zenita – i Pentaxa lustrzankę.

Zdjęcia na kliszy mają swoją, co tu dużo się oszukiwać – oklepane stwierdzenie – duszę.
Pewnie w Japonii, Ameryce, Niemczech – już są – i on by z chęcią kupił – nawet za większe pieniądze – aparat – lustrzankę cyfrową – którą by się obsługiwało i która robiłaby zdjęcia cyfrowe – ale takie jak robione na kliszy. To jest aparat, którego wyczekuje – czeka.

Po lewej – lokal – duży, narożny – ze Środkową bodajże – przeklęty. Ktoś coś otworzy – otwarty przez pół roku maks – i znów stoi pusty przez parę.
Co tam nie było? Meble – jakieś lepsze – Bo. Apteka. Cóż jeszcze? Nie pamięta – bo dłużej stoi pusty niż działający.

W głębi po lewej Pan kaletnik – z 80 lat miał, gdy zamknął. Ja, proszę ja Pana – wychowany przy Placu Zamkowym – ilu to ja kolegów potraciłem – lubiliśmy rzucać kamieniami
w niewybuchy – proszę ja Pana.

Na końcu uliczki, schodzącej w dół – przy Dolnej Panny Marii – wieżowiec. Całkiem spory. Fajnie zbudowany. Fotogeniczne miejsce.