Mikołaj znalazł jakiś kąt, oparł się o ścianę i dyszał. Spocił się, zaschło mu w ustach, w uszach szumiało. Jeden kot wiercił się pod szlafrokiem, drugi właśnie przybiegł i ocierał o jego nogi.

Zza półek dobiegało “tam jest, tam”, a po chwili “chyba tu się schował” i “dziękuję pani za pomoc”. Nie było już gdzie uciekać. Zamknął oczy i czekał.

– Ej, ty… – dobiegło gdzieś zza szafy.

Mikołaj w pierwszym odruchu chciał grać martwego i udawał, że nie słyszy. Nie ruszał się.

– Halo… – głos był już znacznie bliżej.

Rozejrzał się i gdzieś w szparze między towarami dostrzegł parę świecących oczu. Wcisnął się jeszcze mocniej w kąt i przyciągnął do siebie rudego kota.

– Mogę ci pomóc. Chodź do mnie.

– Proszę mnie zostawić… – wybełkotał Mikołaj. Oddychał coraz szybciej słysząc głosy policjanta i obsługi dobiegające z jednej z sąsiednich alejek.

– Ja też jestem szczelinowcem. Poznałem cię po stroju.

– Kim?!

Mikołaj spojrzał na swój czerwony szlafrok, szorty i upaprane kapcie. Nie miał ochoty ruszać się z miejsca. Co ma być, to będzie. Zamknął oczy i nasłuchiwał.

– Już, może pan ruszać – w głosie pani ze sklepu słychać było zadowolenie. – Powinien być w tamtej alejce.

– Ruszaj ze mną – przed Mikołajem stał człowiek w czapce pilotce, kurtce żołnierza Ludowego Wojska Polskiego z lat 60. upapranej czymś brązowym i czerwonym szalikiem pod szyją. Spod gęstego zarostu ledwie było widać usta, a zmierzwiona czupryna opadała na oczy. Był brudny, a pachniał cytryną i lawendą. Nie było możliwe, żeby ten kloszard minął policjanta niezauważony, a jednak stał teraz przed Mikołajem i ponaglał go gestem. Buty policjanta skrzypiały obok wejścia do alejki.

– Daj mi rękę – Mikołaj spojrzał w stronę, skąd miał się wyłonić funkcjonariusz, a potem na brudnego mężczyznę. Ręką przytrzymał koty. Zza regału z dżemami wysunęła się lufa pistoletu.

– Teraz! – Mikołaj wysunął dłoń.

– Ręce do góry! – dobiegło gdzieś z oddali.

Fala światła błysnęła od drzwi z napisem „Tylko dla personelu”. Kloszard nacisnął klamkę, smarknął, przeprosił i przekroczył próg. Za progiem światło zamieniło się w gęstą ciemność, a jednocześnie coś zaczęło cisnąć Mikołaja w brzuch. Usłyszał jeszcze tylko „gdzie on jest” za plecami i poczuł silny zapach cytryny i lawendy.