Rozdział 24. Początek lipca był w życiu Feliksa niczym zmieniający się kalejdoskop. Po wielkim niepowodzeniu nadszedł okres sprzyjających okoliczności, które diametralnie odmieniły jego życie. Wkrótce po niespodziewanej wizycie Monisy w ambasadzie został przez nią zaproszony do jej mieszkania w sprawie czysto prywatnej.


-Muszę ci powiedzieć, że w niczym mi się tak nie podobasz, jak w tym pomarańczowym szlafroku – oznajmił zadowolony Feliks, który spoglądał na swoją sympatię leżąc w jej łóżku.

-Ty też nieźle wyglądasz w tych czerwonych bokserkach.

-Przedwczoraj wydawało mi się, że cię straciłem, a dzisiaj jesteś moja.

-To, że się tobą przespałam, to nie znaczy, że jestem twoja – odparła zdecydowanie i weszła do łazienki.

-Ale będziesz – powiedział sam do siebie i wodził wzrokiem po sypialni Monisy. Ta zaraz otworzyła drzwi i przemówiła.

-Lepiej się ubierz, bo ciocia może zaraz wrócić. Jak ją znam, to przez trzy godziny zdążyła się już pokłócić ze swoją młodszą siostrą.

-Masz całkiem wygodne łóżko – dodał niezwykle zadowolony Feliks.

-Masz to opakowanie i schowaj, bo jeszcze ciocia to znajdzie i będzie mi robiła wykład moralizatorski – po czym rzuciła mu opakowanie po prezerwatywie.

-A gdybym tak zapytał twoją ciocię, czy poleca mi stosowanie takich prezerwatyw?

-Skoro jesteś taki dowcipny to zobaczymy co powiesz za chwilę? – i po tych słowach Monisa sięgnęła po komórkę.

-Tylko mi nie rób zdjęcia! – poprosił Feliks. Tymczasem jego sympatia włączyła komórkę i odegrała dziwną sceną.

-Błagam cię, zostaw mnie. Proszę, błagam! – oznajmiła łamiącym się głosem, a następnie wyłączyła komórkę.

-To nie było śmieszne. Skasuj to nagranie! – zaapelował Feliks.

-Mam nagranie, które może świadczyć, że mnie zmusiłeś do seksu, a na pewno już się dowiedziałeś, co grozi za gwałt w Feministanie! – oznajmiła z szyderczym uśmieszkiem.

-Kto by uwierzył w jakieś głupie nagranie.

-Jest też zużyta prezerwatywa, w której są twoje nasionka.

-Przestań! – zdenerwował się Feliks.

-Mam też koleżankę, która jest ginekolożką i ona może potwierdzić, że doszło do współżycia. I co ty na to? – zapytała z ironicznym uśmiechem.

-Słyszałem już o podobnym przypadku, kiedy jedna kobieta chciała zmusić kochanka do ślubu.

-Mam nadzieję, że nie będę musiała uciekać się do szantażu?

-Zaraz, bo czegoś nie rozumiem? Wygłupiasz się czy mówisz prawdę?

-Posłuchaj, mój drogi. Skończyłam już trzydziestkę i wiem na czym polega życie, a starą panną nie chcę zostać. Nie poślubię też jakiegoś przeciętniaka, tylko kogoś, kto się liczy.

-Przestań się wygłupiać Moniso, proszę cię!

-Jak tylko mnie zaprosiłeś na wesele, zorientowałam się, że mam farta, bo przecież drugi ambasador może mi się nie trafić. Bycie żoną ambasadora to w końcu dobra partia.

-To co teraz mówisz, to jakiś koszmar – odparł Feliks i uderzył się w policzki, wywołując uśmiech na jej twarzy. – To jednak nie jest sen – dodał.

-Większość kobiet odkrywa swoje karty dopiero po ślubie, a ja odkryłam już teraz – i uśmiechnęła się szyderczo.

-Mam uwierzyć w to, że wcześniej tylko udawałaś, a jesteś całkiem inna?

-A ty nie udajesz?

-A co ja niby udaję? – i w tym momencie poczuł na nodze zadrapanie kota, kręcącego się przy łóżku. – Ten twój kot jest denerwujący!

-Jest o mnie zazdrosny. Chodź do mnie Fiksiku, chodź – i zaraz kot podbiegł do Monisy, a następnie zaczął się do niej łasić. – Udajesz amanta po to tylko, żeby mnie poderwać, zabawić się, a potem zwiejesz za granicę do swego kraju.

-Nigdy nie mówiłem, że chcę tu zostać!

-Ale zostaniesz i będziesz moim mężem.

-A jeśli nie! To co?

-Mam nadzieję, ze jesteś rozsądnym facetem. Ty mi się podobasz, a ja tobie. W łóżku też nam wychodzi, a to wystarczająco dużo, żeby się pobrać.

-Rozczarowałaś mnie, Moniso!

-Wcześniej czy później to nie uniknione.

-To tak mi się odwdzięczasz za to, że uratowałem ci życie? – oświadczył zdecydowanym tonem Feliks.

-Przecież daję ci swoją rękę! To chyba nie jest mało?

-Ale ja wcale nie powiedziałem, że ją chcę! – zdenerwował się Feliks.

-Ja wiem, że chcesz! – oznajmiła ironicznym głosem. – Myślę, że za kilka tygodni powinniśmy wziąć ślub.

-Ale ja nie chcę się jeszcze żenić!

-A ja nie chcę być starą panną. Będzie ci ze mną dobrze i nie będę cię traktować tak, jak większość tutejszych kobiet traktuje swoich mężów.

-Ty już mnie tak traktujesz! – zezłościł się Feliks.

-Poślubisz mnie i to już wkrótce. A jak będziesz się wzbraniał, to cię do tego zmuszę! – oznajmiła stanowczo.

-Nikt mnie zmusi do małżeństwa!

-Wyglądasz na rozsądnego faceta i myślę, że zmodrzejesz, bo ja cię już nie puszczę!

-Grozisz mi?

-Nie, skarbie! Ja cię ostrzegam. A teraz mi powiedz, co chcesz do jedzenia, bo ja czuję już głód.

-Już się najadłem twoimi mądrościami – odciął się Feliks.

-Jak chcesz. Ja robię sobie omleta – i po tych słowach skierowała się do kuchni i tam zaczęła przygotowywać jedzenie.

Najpierw postawiła na stole deskę, a następnie zaczęła kroić drobno cebulkę. Zaraz też po drugiej stronie stołu usiadł Feliks, który dalej drążył temat.