Siadał już do stołu, gdy usłyszał miauczenie. Najpierw próbował je zlekceważyć – w końcu kot miał żarcia pod dostatkiem.
Potem, kiedy miauczenie nie ustawało i stawało się irytujące, wstał od parującej na talerzu jajecznicy i spróbował zamknąć kuchnię. Prawie przyciął przy tym swojego kocura, który dostojnie wmaszerował do pomieszczenia z zadartym ogonem, ocierając się o przy tym o łydkę swojego pana. Miauczenie, dobiegające z klatki schodowej, trwało w najlepsze.
Już drugi raz dzisiaj Mikołaj podszedł do drzwi wejściowych i przywarł do wizjera. Samo to było faktem godnym odnotowania, na co mężczyzna zwrócił uwagę dziwiąc się jednocześnie, że tym razem poszło mu zdecydowanie łatwiej. Przez dziurkę zobaczył, że na wycieraczce siedział mały rudo biały kotek. Ogon zawinął wokół tylnych łap, patrzył w górę i od czasu do czasu głośno miauczał. Przez jakiś czas Mikołaj próbował wziąć go na przetrzymanie i starał się nie wydawać żadnego dźwięku licząc, że tamten sobie pójdzie. Jednak kot nie wyglądał na takiego, który mógłby się swoim zajęciem znudzić. Miauczał i miauczał – coraz żałośniej. W końcu Mikołaj, z okiem przyklejonym do wizjera, odsunął zasuwkę.
– Skąd ty się tu wziąłeś? – kucnął, a potem pogłaskał zwierzę. Kotek, jakby przyzwyczajony do ludzkiej obecności, nie odsunął łebka, tylko zmrużył oczy, a potem przysunął się bliżej. Mikołaj podrapał zwierzę pod brodą, wytarmosił za ucho i wziął na ręce. – Jak ty się nazywasz, rudzielcu? – mruknął do siebie. Sięgnął po paczkę, zostawioną przez sąsiada i obrócił ją w palcach.
Wtedy po drugiej stronie korytarza, pod numerem 28, szczęknęła zasuwka. Żabiec cofnął się o krok, potknął o próg i wpadł do mieszkania. Drzwi naprzeciwko powoli się uchylały i dobiegł go szept.
– Proszę pana…
Nie czekał na rozwój sytuacji. Trzasnął drzwiami i zerwał się, zasunął zamek. Zgasił światło i uciekł do sypialni. Rudy kotek ułożył się obok paczuszki i owinął ogonem.