Każdy, kto ma ten sam problem z reklamówkami, wie, o czym piszę. Wiadomo, nie zawsze, a raczej nigdy, nie korzysta się z tej samej reklamówki aż do jej zbiodegradowania. Najczęściej wychodzi się do Biedry bez niczego i pakuje zakupy do nowej torby, która potem zasila grono plastikowych aniołków walających się w przedpokoju. No i nie wiadomo co z tym robić: czy wyrzucać czy przechowywać na czarną godzinę, kiedy to z powodu jakiejś małpiej ospy znów trzeba będzie śmigać po rąbankę do Karczewa. Wydawałoby się, i słusznie, kwadratura koła. Ale… w takich sytuacjach, wiedzą to hodowcy, z pomocą przychodzi wierny mądry kot – najlepszy przyjaciel człowieka walczącego z bałaganem. Kiedy takiemu kotu znudzi się instalacja artystyczna stworzona z reklamówek (czy czego tam) to się na nią po prostu wysika uwalniając przy okazji mózg właściciela od hamletycznych dylematów ekologizmu.
I takie jest to moje dolce vita…