„Poranna gimnastyka”

Dwóch jest nas: ja i las. Drzewa, mech.
Jest nas dwóch: ja i trucht. Wydech, wdech.
Szumi krew. Ptaków śpiew. Ścieżki ścieg.
Łapię wiatr. Ostry start. Krótki bieg.
W liście szus. Szpaler brzóz. Slalom, skos.
Wyskok, pad. Kasztan spadł wprost na nos.
Unik, zwód. Przewrót w przód, przewrót w tył.
Skok na pień. Gonię cień z wszystkich sił.
Pełny gaz. Wymach – raz, wymach – dwa.
Nie mógłbym byle czym zacząć dnia.
No i cóż? Dosyć już. Nie jest źle.
Dobrze mi. Szczerzę kły. Śmieję się.
W to mi graj. Lasu skraj. To nasz wóz.
A w nim ten, co dzień w dzień mnie tu wiózł.
Jest ich dwóch: on i brzuch. Fajny jest.
Bez dwóch zdań. Pan to pan. Ja to pies.