był(a) moją modlitwą
poprzez dotyk zbawialiśmy codziennie swoje ciała
z kielichów dłoni
spijaliśmy rozkosz ciepła wschodów i zachodów do utraty tchu

jesień zabrała wszystko
przygoniła mgły
bezbarwne pocałunki
rzucone bezładnie w cierpkie powietrze
przeczesuję palcami sny jeszcze wilgotne
jak zapamiętana pod stopami trawa
w dolinie łez wzruszenie

nie o nas papierosowa wróżba
spacer żółtą aleją
jej ścieżką biegną już tylko cienie