SONDA MARSJAŃSKA

Tak tutaj straszno i niespolegliwo.
Pył czerwonawy wije się krwiożerczo.
Mróz mi w serwatkę zamienił paliwo.
Antenki, z cicha pobrzękując, sterczą
jak u zająca strwożonego uszy,
co tkwi pod miedzą jakby słupek soli.
Oj, żadna siła już mnie stąd nie ruszy!
Strach mnie przygwoździł czy paraliż woli?
Przeholowała Matka nasza NASA,
tak programując moje superego,
bym była taka jak człowiecza rasa:
czuła, ciekawa i niepewna swego.
O tym-że dumać na marsjańskim bruku,
iż baba ze mnie, nie żaden bohater.
Łzy swe gromadzę w wodoszczelnym luku.
Nie każda sonda jest Emilią Plater…