O pomyśle, który narodził się w radzyńskim PKS-ie, symbiozie na radzyńskim rynku medialnym i samorządowej konkurencji -z Mariuszem Szczygłem, twórcą lokalnego portalu internetowego iledzisiaj.pl, radnym Rady Miasta Radzyń oraz członkiem stowarzyszenia „Radzyń Moje Miasto” rozmawia Jakub Hapka.
Zanim przejdziemy do wiadomego portalu, opowiedz nam o swoim epizodzie w ZUS-ie. Podobno wprowadziłeś tam kilka racjonalizatorskich pomysłów, za które Cię nagrodzono. Chyba najpiękniejszym wspomnieniem jest to, że poznałeś tam swoją przyszłą żonę?
Trudno powiedzieć o ZUS-ie jako o epizodzie. To 9 lat, które na zawsze odmieniły moje życie, bo tam rzeczywiście poznałem swoją żonę. Pracowaliśmy razem. Ale nie jestem tutaj ewenementem. Wiele osób poznaje się w zakładzie pracy. Ale miłość kwitnie, dowody na nią też są (śmiech), już wieloletnie. jest dobrze. Rzeczywiście, ZUS nas połączył. A Twoja mama przyjmowała mnie do pracy. Pozdrawiam koleżanki i kolegów 🙂
Jeśli chodzi o moją pracę, to chyba jestem niepokorną duszą. Lubię sobie upraszczać życie generalnie wszędzie, gdzie jestem. To, co potrafię, czego kiedyś gdziekolwiek się nauczyłem procentuje w kolejnych miejscach aktywności. W ZUS-ie ułatwiałem sobie pracę. Ogólnie rzecz mówiąc, chodziło o sprawy informatyczne i Excel. Od 20 lat, jak pracuję zawodowo i skończyłem szkołę, Excel towarzyszy mi codziennie, generalnie przez całe życie. Ułatwia mi pracę wszędzie. Wykorzystuję go, pisałem nawet z niego pracę magisterską.
Przeciętnemu radzyniakowi kojarzysz się nieodłącznie z portalem iledzisiaj. pl. Jaka była geneza powstania strony?
Historia jest bardzo prosta. Strona powstała dlatego, że nie miałem co z sobą począć, kiedy skończyłem pracę w PKS-ie. W PKS-ie sprzedawaliśmy paliwo i m.in. ja śledziłem ceny na innych stacjach. Kiedy skończyłem tam pracę obserwacja cen pozostała. Przeniosłem to do internetu.
ILE DZISIAJ to stąd, że „ile dzisiaj będę musiał zapłacić za paliwo?”.
Jak wspominasz początki założenia domeny?
To był 2008 r. Ludzie pytali mnie: po co ci to? Po co jeździsz? Bo jeżdżę do dzisiaj, spisuję ceny. Pytali mnie, co ja będę z tego miał. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Chciałem mieć po prostu zajęcie.
Startowałem razem z NasząKlasą i facebookiem. To był ten czas. NaszejKlasy już nie ma, facebook dziś – wiadomo
Jak zmieniał się portal? Czy sam wrzucasz wpisy, będąc jednoosobową redakcją?
Na przestrzeni lat robiła to masa ludzi. Sam nie raz przesyłałeś coś do nas. Mimo, że dziś jestem sam, zawsze piszę w liczbie mnogiej, bo zawsze tworzyli to ludzie i z ludźmi to robiłem. Cóż z tego, gdybym robił to sam i dla siebie? Tak się nie da. Staram się pisać sam, ale materiały przysyłają też Czytelnicy.
To są dziesiątki ludzi z całego miasta. Nie tylko z Radzynia, bo robili to ludzie z całego powiatu. W zasadzie robią to dzisiaj dalej. Materiały przesyłają różni ludzie, ja je umieszczam i tak to wygląda.
Wygląda podobnie jak „Wspólnota”, nic innego. Ludzie sami przychodzili. Jakoś się to roznosiło, że taka strona istnieje. Chyba potrzebowali takiego miejsca.
Dziś jest troszeczkę inaczej. Facebook dużo zabrał takim stronom. Dzisiaj każdy może być dziennikarzem. Lepszym czy gorszym, ale może być. Kiedy zrobi zdjęcie swojej zupy i wrzuci na FB czy na Instagrama, to już stworzył informację. Już go lajkują, już go lubią.
W gazecie czy na stronie, którą prowadzę, inaczej to wygląda. Żeby o kimś napisać, ktoś musi coś pokazać. Coś osiągnąć, czymś zainteresować nas i czytelników. Tutaj już nie jest tak prosto. Portale społecznościowe mają nad nami przewagę. Tam każdy może zrobić z siebie gwiazdę.
Strona ma dzisiaj ponad 14 lat. Mogę powiedzieć, że pierwsze 7 lat były „tłuste”, a dzisiaj są lata trochę „chude”, bo dziś na radzyńskim rynku mamy dużo stron, dużą konkurencję. W zasadzie piszemy o tym samym, czasami nawet wrzucamy te same artykuły tych samych ludzi. Trudno mówić dzisiaj, że ktoś będzie lepszy albo gorszy.
Jeżeli ktoś mnie nie lubi, będzie wchodził na inną stronę. Może tak to będzie dziś działało?
Radzyńska przestrzeń medialna jest stosunkowo mocno „wypchana”. Mamy Twój portal, jest radzyninfo, mieliśmy „Opinie” – portal, przez moment także w wydaniu papierowym, jest wreszcie „Wspólnota”. Dodatkowo samorządowe biuletyny: miejski „Radzyń” oraz „Informator Powiatowy”. Jak patrzysz na radzyńskie media? Co się w nich zmieniło? Jak w tym wszystkim postrzegasz rolę iledzisiaj?
Ja już okrzepłem przez te 14 lat. A dzisiaj szukam trochę miejsca dla siebie. Jeszcze nie wiem, w którą stronę pójdzie to iledzisiaj. Czy to będzie dalej taka strona, jaka jest – tego nie wiem.
W internecie zmieścimy się wszyscy. Jeśli będziemy pisali tak samo, to na pewno nie będzie to dobre dla informacji i Czytelników. Musimy pisać trochę inaczej. Staram się znaleźć swój język, swoją niszę. Rozpoznawalność, gdzie będzie wiadomo, że to ja piszę. I że ludzie będą chcieli wchodzić tutaj właśnie dla mnie. Tu widzę ten kierunek. Ale jeszcze go do końca nie odnalazłem.
Myślę, że będą jeszcze nowe strony. Nie ma dzisiaj mediów, które prowadziliby młodsi od nas ludzie. W ogóle ich nie ma. Ci ludzie utknęli właśnie w facebooku, na instagramie. A oni niczego nowego nie tworzą i nie pokazują. Korzystają z gotowej platformy. Nas już czytają ludzie starsi, w naszym wieku.
Chciałbym pogratulować „Wspólnocie” tysiąca wydań – to jest sukces. Kiedyś się ścieraliśmy, obecnie chyba już nie. Dzisiaj się do siebie przyzwyczailiśmy. Żyjemy sobie wszyscy razem w takiej symbiozie. Doskonale się znamy. Tu już konkurencji nie będzie. Każdy znajdzie ścieżkę dla siebie.
Mamy za to konkurencję w samorządzie, który jest ewidentnie przeciwny mediom innym niż swoje.
Ty też masz swoje miejsce na kozirynek.online, inaczej piszesz we „Wspólnocie” i to nie przeszkadza istnieć i w jednym i w drugim miejscu. W obu się odnajdujesz. I chyba jest tak u każdego, który tworzy te radzyńskie media.
Z zasłyszanej w sklepie rozmowy, gdy ktoś pytał o jakiś wypadek, drugi odpowiadał mu, że na pewno info o tym znajdzie u Ciebie. Wspominałeś mi, że Twoja poprzednia praca zawodowa pozwalała Ci jeździć „do wypadków”
Starałem się dawać szybko te informacje. Internet kojarzy się z tym, że wszystko będzie szybko. Ale dzisiaj nie prześcigniemy służb ratunkowych. Oni sami wrzucają informacje. Dzisiaj już tak często nie jeżdżę do wypadków. Kiedyś starałem się być wszędzie, gdzie się coś dzieje. Dzisiaj już za tym tak nie gonię. Trochę zwolniłem, to chyba też wiek.
Zanim wielu zobaczyło Twoją stronę na swoim komputerze, mogło dowiedzieć się o Waszym istnieniu z „Grota”. Jak doszło do współpracy z ówczesnym pismem, wydawanym przez ROK?
Redaktorem naczelnym był wtedy Zbyszek Smółko. Poznałem się z nim w komisie z telefonami komórkowymi. Jeżeli ktoś zna Zbyszka, wie że to człowiek, który prawie z każdym się dogada. Każdego sprowokuje do rozmowy. A jeśli nie, to zaprosi na obiad, który sam ugotuje. Wtedy na pewno się dogada z każdym. Kiedyś powiedziałem, że zrobiłem taką stronę i tak to się zaczęło.
Widocznie Zbyszkowi spodobało się moje pióro. To, w jaki sposób piszę. Dla mnie to była nobilitacja, że ktoś wziął mój tekst do „Grota’, który wtedy był poczytnym pismem. Byłem dumny.
Uważam, że „Grot” powinien wrócić. Nawet dzisiaj, nawet „pod ziemią”. „Under-Grot”
Byleś jednym z pierwszych, który umieszczał też reklamy i płatne treści. Jak wtedy wyglądało pozyskiwanie reklamodawców? Udało się z tego utrzymać domenę?
Podobnie, jak teraz. Klienci sami przychodzą. Jeżeli na stronę wchodzi wiele osób, wtedy są i reklamodawcy. Za te pieniądze udało mi się utrzymać i serwer, i domenę.
Ładnie to tak nie zapytać Szpakowskiego, czy można go nagrywać?
Pamiętam, to był trochę taki policzek. Wydawało mi się, że to spotkanie jest jak najbardziej otwarte i publiczne. A okazało się, że jednak prywatne i pan Dariusz Szpakowski sobie nie życzy. Ale miał do tego prawo. Rzeczywiście nie zapytałem. Człowiek uczy się przez cale życie.
Za to niedawno już nie trzeba było pytać. Można było już kręcić filmy i nagrywać. Jak widać, dużo się zmieniło.
Pan Dariusz zrobił się bardziej otwarty.
Mam też anegdotę. To nie tylko pan Darek. Pamiętam, jak pojechaliśmy kiedyś z Darkiem Wierzchowskim zapraszać Budkę Suflera do Radzynia.
2010
Jak się zmieniają realia, nasz świat. Pojechałem tam i chciałem nagrać króciutki film, taką zapowiedź z jednym z członków grupy. Kiedy ten pan zobaczył aparat fotograficzny, który miał możliwość nagrywania video i powiedziałem, że chcę go tym nagrywać, skrzywił się. Powiedział: ale telewizje nagrywają poważnymi kamerami, a ja tutaj takim aparacikiem. A dzisiaj nagrywamy telefonami komórkowymi. Ten pan, który mi to powiedział, teraz sam się nagrywał i wrzucał na YT. Czasy się zmieniają.
Jak znalazłeś Michała Maliszewskiego?
Sam przyszedł. Tak, jak przyszedł Karol Niewęgłowski.
Tak, jak mówiłem, masa ludzi przy tym pracowała. To jest też ich „dziecko”. Przyszli sami, chcieli się pokazać. I pokazali, Dzisiaj widzimy, że osiągają sukcesy. Zapracowali na to swoją ciężką pracą. Ja dałem im wędkę. A oni dzisiaj łowią ryby.
Za tydzień – druga część rozmowy