Śmok, wciąż łzy po odejściu Przemka z „Dwóch wież” ocierając,  łunę od Palladium Artis się rozchodzącą, zoczył. Mimo styczniowego mrozu, krok swój przyśpieszył, a pod nogami jego nie śnieg, a nie uprzątnięte jeszcze po zeszłorocznym drzew ścięciu, gałązki trzeszczały. -Kiej licho? – zastanawiał się w myślach. Im bardziej do budowli, pomarańczarnią przez lud dzyńdzyński zwaną, się przybliżał, tym zdziwienie jego mocy nabierało.

-Więcej żagwi! Kobierce czyścić! Jadło i napitek rychtować! – wydawał rozkazy kręcący się po przyzbie  Młody Oberek, w odświętne szaty odziany.

Pomniał Śmok tedy, że od dni kilku w krainie, której na komesowskim tronie Rębajło już dugą kadencyję zasiadał (a poprzez ustalenia Rady Królewskiej, mógłby i trzecią) wielkie przygotowania do jakowegoś Iubilaeum trwają.

60 wiosen mijało odkąd dawne grodu władze Stwórcy na chwałę , a ludziom na uciechę instytucyję  ową powołali.

-Ciekawość,  czy Gniewka Chłoptasia i Rysiłę zaprosi? – zastanawiali się, w sympatiach i antypatiach rębajłowego dworu się rozeznający. A przecież kultura miała łączyć. Jednak w lechickiej krainie coraz mniej było miejsc, gdzie jak mawiało Pismo jeden duch i jedno serce. O tempora, o mores!

Przecisnął się przez krzątających się, a okazji do napitku szukających Oberka podwładnych. Van Kulpa obrazy swe liczne z kurzu ocierał, na ogólną krzątaninę nie zważając.  Vacek Muskat ( na afiszach jeno przez omyłkę nie umieszczony)  z synem swoim cytry stroili.

Białogłowy, niczym poczciwi szynkarze, do stołów już pod ciężarem jadła się uginających, coraz bardziej wyszukane potrawy stawiały. Śmok, ślinkę ocierając, już bukłaków wina szukał (choć i gorzałką by nie pogardził), gdy nagle zoczył tych, których spotkać się nie spodziewał.

W tylnych ławach zasiedli dawni Palladium Artis zarządzający, których to Młody Oberek nie cierpiał,  a działalności ich obecnej nijak zrozumieć i pojąć nie mógł. Gońców jednak z zaproszeniami wysłał, bo jak mawiał Rębajło: – Godzi się tak uczynić.

Przybył tedy Zorzan wraz z poczciwym Maciejem. Posłyszał ich śmiech szczery a serdeczny, gdy lata świetności w murach tych sobie przypominali. Niedaleko nich Szaweł Żydowski zasiadł, u którego uczty po „Cytriadach” do dziś pamiętano. Zdało mu się, że i pacykarza a rytownika Titusa Młodego spotkał, ale sala wciąż w półmroku tonęła.

Wtem rozbłysły światła. Do pierwszych rzędów powoli  zacni goście zachodzili, do dzyńdzynian uśmiechy i uprzejme głowy ukłony kierując.  Ujrzał więc Śmok Rębajłę, starościca, Jadama (któren to na wiecu radzieckim na sektę „Orzecha” pomstował. -„Współdroga” wciąż wbija nam szpilki! To nie ludzie, to wilki! – za stołu przemawiał).

-Gdzie Stary Obertas? Pałac pod Dzyńdzyniem przedaje! Nie może to być?!- zapytał tego, kto obok niego na rozpoczęcie akademiji czekał.

– Nie słyszał Waść? Wojna między niem a Rębajłem. O jakowąś wodę brudną, co do Dzyńdzynia płynąć miała, spór idzie. Ponoć Obertas bez błogosławieństwa komesa do grodu jakowyś akwedukt podłączał, choć ten twierdzi, że glejt na to posiada i był w prawie – streścił mu pobieżnie spór sąsiad

Czekali. Śmok z uśmiechem przypomniał sobie występ Kłonicy, któremu  po ludowym święcie na przegląd minstreli wpadł, język plątał się nieco. – Cytriada trwa mać!  Odezwa jego duże rozbawienie wśród dzyńdzynian wywołała.

Pamiętał swoje zadziwienie, gdy z magicznego pudła ruchome obrazki oglądał, giembę jako pacholę szeroko rozdziawiając. Mimo twardych zydli, niejedną łzę przez dziesiątki lat  uronił, niebiańskich pieni w ojczystej i zamorskiej mowie słuchając.

-A gdzie ten, co to w gospodzie „Pluskwy i pchły” różnych to wagabundów spraszał i o wysokiej kulturze rozprawiał? Nie widzę

– On muzykantów do swej chałupy sprasza, tajemne wieści do grodzian śle. Wraz w mowie lekką białogłową i inszą niewiastą na tron komesowy zerka,  w radzie ziemskiej ze Sławą w konszachty wchodząc – odrzekł mu siedzący obok.

Naglę kapę podnieśli. Obok uszu drętwa mowa Oberka leciała. Śmok utrudzon, w głęboki sen zapadł…

Takie były zabawy, spory w one lata

Śród grodu cichego , kiedy reszta świata

We łzach i strapieniu  tonęła –  car na Rusi groźny

Otoczon chmurą pułków, tysiącem dział zbrojny,

Wprzągłszy w swą propagandę słowa obelżywe

Na Ukrajnę i Lechistan spoglądał łapczywie