Wiersze chodzą po głowie,
Jak płochliwe sarny,
Przez las
Szumiący i czarny.
Błyskają spomiędzy pni,
Na wpół z cieniem stopione.
Ukryty
Marszczysz brwi.
Ku jednej, zbyt widocznej
W kniei zielono-mrocznej –
Ognia niteczka cienka
Pomknęła, i śrutem słów
Trafiona,
Upadła sarenka.
O myśliwcze okrutny!
Teraz ją niesiesz, bezwładną,
Niesiesz smutny nieładną –
Zwłoki sarenki.
Ale już niepodobne do tamtej,
Leśnej panienki.