Kto, w najśmielszej fantazji,
Co przed niczym nie stchórzy,
Mógł pomyśleć, że kiedyś
W historii się powtórzy
Rzeź Pragi – i że wtedy
Polskie chorągwie będą
Na służbie Suworowa
I pod jego komendą?
Kto, w najdzikszej fantazji
Co się przed niczym nie wzdraga,
Mógł pomyśleć, że kiedyś
Znów padnie zdobyta Praga,
A wtedy żołnierz polski
Będzie jej okupantem,
Nie jej obrońcą, ale
Janczarem i aliantem
Napastnika – z nim ruszy
Przeciw wolności czeskiej?
Jakby ci przed oczyma
Przemknął król Jan Sobieski –
Jakbyś przerażonego
Zobaczył króla Jana
W służbie Kary Mustafy,
W szeregach Solimana.
To tak, jakbyś przez jedną
Groteskową minutę
Widział Ordona, który
Szturmuje na swą redutę,
Jakbyś zobaczył scenkę,
Aż serce od niej boli,
Jak beznogi jenerał,
Stary Sowiński, na Woli
Kuśtyka ze szpadą w ręku
I pułk ruskiej szarańczy
Prowadzi do ataku
Na kościółek powstańczy.
To tak, jakby książę Józef
Z czołem rozpłomienionem
Skakał w nurty Elstery
W pościgu za Napoleonem.
Tak właśnie, na Rzeź Pragi,
Ale po stronie rezuna,
Pchnęła polskiego żołnierza
Gomułczana komuna.
*
Nie róbcie jeden z drugim
Ironicznej uwagi,
Jak bardzo ja przesadzam
Mówiąc o „Rzezi Pragi”,
Nie mówcie z prześmiechami
Przemądrzałych wygłupów –
Jakaż to „rzeź”? Zaledwie
Trzydzieści, czterdzieści trupów…
Pacyfiści beztroscy,
Demokraci pogodni,
Każda rzeź się zaczyna
Od jednej pierwszej zbrodni.
Czy jeden trup chłopięcy,
Czy trupów sto tysięcy,
To już tak samo się liczy,
Nie za mniej, nie za więcej.
Krew z ulicznego bruku
Zostaje na sztandarze
Plamą, której nikt długo
Nie zetrze i nie wymaże.
Krew jest zawsze ta sama,
Wolność wszędzie ta sama.
Im czystszy, bielszy był sztandar,
Tym jaskrawsza ta plama.
*
Ileż to trzeba było
Wieków – przez wszystkie lata,
Ile krwi trzeba było
Zmarnować na oczach świata,
Ile to trzeba było
Legend, i „Snów o Szpadzie”
I męstwa, co się przemocy
Jak lew na drodze kładzie –
Ile potrzeba było
Szaleństwa i uporu
I męczeństwa i buntu,
I dumy i honoru,
Ile ludzi – bojowców,
Spiskowców, marzycieli,
Poetów, wodzów – byśmy
Na zawsze zrozumieli,
By z imieniem Żołnierza
Na zawsze, nierozłączenie
Związać w Polsce dźwięk słowa
Wolność – i uniesienie
Hasła, które powtarza,
Jakby było pacierzem,
I niby gwiazda świeci
Na niebie, nad żołnierzem,
I już mu żadne mroki
W oczach jej nie zgaszą,
Że jeśli bić się, to za
„Waszą wolność i naszą”.
Za naszą i waszą wolność,
W jednej służbie i roli,
Bo nikt nie może być wolnym,
Gdy obok kto w niewoli.
Bo wolność jest niepodzielna
Wszędzie, pod każdym niebem,
I tylko jej przybywa,
Gdy dzielić się nią jak chlebem,
Jak łykiem wody, jak iskrą
Ognia, jak ziarnkiem soli,
Bo nikt nie jest wolny – póki
Ktokolwiek jest w niewoli.
Ile trza było wieków,
Byśmy w sobie zgłębili
Tę prawdę – i by ją zdeptać
I zhańbić w jednej chwili,
Gdy ruszył na Rzeź Pragi
Z ruskiem rezunem w spółce
Ten polski żołnierz – jak, kiedy
Przebaczyć to Gomułce?
Na to czeskie Psie Pole
Z nowym hasłem: „Za waszą
I za naszą niewolę”,
By większy dół wykopać
Między Zachodem a nami
Tą krwią z praskiego bruku
Co nam sztandar poplami].
Wspomnicie moje słowa,
Czytelnicy potomni:
Jeszcze po trzystu latach
Naród im nie zapomni.
Wy im popamiętacie,
Wy ocenicie godnie
Jeszcze po trzystu latach
Tę bolsze-zbowidzką zbrodnię,
Tę gomułczaną hańbę,
Ten podstęp najoczywistszy,
Tę plamę – tym jaskrawszą
Im sztandar nasz był czystszy.
1968