Powiadano później, że przybyli z zachodu, od Żabikowa. Że bolszewicy okupujący Radzyń uciekali przed natarciem Ochotniczej Jazdy w takim popłochu, że ci, którzy akurat myli włosy, nie mieli czasu, by spłukać mydło, i dawali drapaka z pianą na głowach. Nie wszystkim się to zresztą udało. Wzięto 70 jeńców i zdobyto wiele wozów taboru. Bolszewicy uciekli, jaworczycy pozostali.

Po Cudzie nad Wisłą utworzono w Radzyniu Podlaskim Garnizon Wojska Polskiego, w skład którego wszedł zapasowy batalion 44 Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w liczbie ok. 4 tys. żołnierzy rozlokowanych w mieście, oraz 3 tys. ułanów 2 Pułku Lubelskiej Ochotniczej Jazdy majora Jaworskiego, którzy stacjonowali w okolicznych wsiach. Takie nagromadzenie wojska w liczącym niespełna 5 tys. mieszkańców Radzyniu musiało odcisnąć się na ich życiu. Na kłopoty nie trzeba było długo czekać, a ich źródłem stali się oczywiście nieokiełzani wojacy majora Jaworskiego.

Patrząc na załączone zdjęcie grupy oficyjerów Ochotniczej Jazdy majora Jaworskiego trudno oprzeć się wrażeniu, że oto grzeczna kompanija pana Andrzeja Kmicica powróciła po niemal trzech stuleciach w nowej odsłonie, by na ziemi radzyńskiej grać na czekaniku, tańczyć z sikorkami, niewolić służki, a potem strzelać do portretów antenatów i palić zaścianki. Nie bacząc na surowe zakazy dowódcy Garnizonu, wkrótce towarzystwo rozjechało się po powiecie dopuszczając się rekwizycji po gospodarstwach, kradzieży wiktuałów i alkoholu, biorąc „we dwa kije” policjantów, którzy chcieli zaprowadzić porządek, staczając potyczki z interweniującymi w obronie ludności żołnierzami piechoty, wreszcie porywając krawców i golarzy do wykonywania codziennych posług, a nade wszystko dziewcząt do – jak do delikatnie ujął skarżący się wojewodzie radzyński starosta – „prania bielizny”. Wyżej wymienione szaleńcze alkoholowe zabawy, wraz z obiciem jednego czy drugiego żyda (choć zdarzali się i chrześcijanie) za rzekomy bolszewizm, które stawały się coraz powszechniejsze, były najmniejszymi z utrapień, bo wkrótce zaczęły płonąć i chłopskie gospodarstwa. We wrześniu 1920 roku jaworczycy puścili z dymem 2 zagrody w Sitnej, potem wywołali ogromny pożar w Turowie, w którym spłonęły 22 kolejne. Doprowadziło to okoliczną ludność do wielkiego wzburzenia i dopiero przybycie do Radzynia Lotnego Doraźnego Sądu Wojskowego, przed który Żandarmeria Wojskowa postawiła 35 najbardziej obdarzonych ułańską fantazją żołnierzy majora Jaworskiego, uspokoiło sytuację.

Ochotnicza Jazda stacjonowała w Radzyniu Podlaskim do 4 grudnia 1920 roku. Wkrótce zaczęli opuszczać ziemię radzyńską również żołnierze 44 ppsk, z którymi z kolei lokalna społeczność mocno się zżyła i chwaliła sobie ich obecność. W następnych miesiącach Garnizon WP w Radzyniu Podlaskim przestał istnieć.


Fot. za Kurierem Galicyjskim