„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”
* * *
Cmentarze. Pojawiające się od czasu do czasu wichury i ulewne deszcze skutecznie oczyściły groby z wieńców, kwiatów i zniczów (można też użyć formy „zniczy”, ale nie będzie pasowała do „wieńców” – do dziś wiszą tu reklamy „Sprzedaż wieńcy” – i „kwiatów”).
Zostały po prostu gołe nagrobki z krzyżami chowającymi się pomiędzy wysoką, dziczejącą roślinnością.
* * *
Zdarzały się czasami pewnym niezwyczajnym ludziom prywatne objawienia dusz czyśćcowych. Lubiłem o tym poczytać. W ogóle całe zagadnienie od jakiegoś czasu mnie interesowało. Z ich relacji wynika, że nie zdarzyło się nigdy, nigdy!, żeby choć jedna z dusz uskarżała się na mało okazałe znicze czy kwiaty na jej grobie (właściwie trzeba powiedzieć: na grobie jej zwłok; zawsze powtarzam, że to piękne polskie słowo! – zwłoki – idealnie określające istotę rzeczy!) i prosiła, żeby coś zrobić w tej sprawie. A nawet nie lamentowały z zaświatów, że ich nagrobek mniejszy i z gorszej klasy marmuru niż u sąsiada (albo, o zgrozo!, z lastriko…).
Zawsze prosiły tylko, i aż, o wybaczenie i modlitwę.
Wybaczenie. Modlitwa.
* * *
Ileż to najważniejszych dziedzin ludzkiego, także duchowego, życia obrosło w rzeczy zbędne, a przy okazji drogie i brzydkie! Obyczajowość, tradycja, która, sama w sobie, w swej szlachetnej idei i głębi, była zawsze dla mnie, no, istotna, została spętana i opętana stereotypami, konwenansami i ceremoniałami, wśród których tak łatwo było zgubić jej, no, istotę. Brrr!
* * *
Ale epitafia lubiłem. To też był często cmentarny folklor, jednak, częściej, trud zrobienia napisu w kamieniu powodował, że autorzy wzbijali się na wyżyny stylu i lapidarności. A jeśli jeszcze była tam, nawet niezamierzona, szczypta humoru, tym lepiej. Z tych autentycznych zawsze wzruszał mnie ten grecki z V wieku przed naszą (naszą?) erą: „Tu spocząłem — Brotachos Kreteńczyk. Przybyłem z Gortyny. Ale nie po to przybyłem — tylko po towar.”
A w Białymstoku ktoś widział ponoć taką perłę: „Ot tobie masz! Umarł ojciec nasz”. Ale to w Białymstoku. Czy jest jeszcze Białystok? I żubry w puszczy? Żubry pewnie tak. Tutaj jeszcze nie dotarły.
I całe mnóstwo tych literackich, pisanych dla żywych lub nieistniejących. Tuwim na przykład, tłumacząc z angielskiego oryginału: „Tu leży chemik Dezydery, / który wypił, aż po samo dno, / pełne wiadro H2SO4, / myśląc, że to zwykła H2O.” Albo, nie wiem czyje: „Tu leży ciało Emilii Brawo. / Sygnalizowała, że skręci w lewo, a skręciła w prawo.”
CDN…
zdj.: Jarosław Matuszewski