Rozdział 13. Przez kilkanaście minut ambasador czekał na przybycie Monisy i obserwował widzów, którzy robili sobie pamiątkowe zdjęcie z rekonstruktorami. Wśród nich wyróżniał się mężczyzna grający rolę dowódcy kolonistów, który trzymał za lejce swojego czarnego konia.
Nagle obok Feliksa rozległ się głośny huk, który sprawił, że się przestraszył. Gdy tylko się odwrócił zobaczył śmiejącą się nastolatkę, która trzymała pękniętą papierową torebkę.
-Dorosły facet, a taki wystraszony – rzekła nastolatka i śmiejąc się do łez, poszła w kierunku rekonstruktorów.
-Co za głupia smarkula – rzekł sam do siebie ambasador. Już jednak po chwili usłyszał jakże miły mu głos.
-Już jestem. Trochę to trwało, ale musiałam udzielić krótkiego wywiadu do naszej telewizji – tłumaczyła Monisa, uśmiechając się do Feliksa. Ten zaś zdołał ją zmierzyć od góry do dołu i nie ukrywał, że podoba mu się sukienka, którą założyła po inscenizacji.
-Bardzo pani ładnie w tych biało-żółto-zielonych barwach.
-Cieszę się, że podobają się panu nasze narodowe barwy.
-Barwy też mi się podobają – dodał Feliks, zawstydzając nieco Monisę. Wkrótce potem zadzwoniła jej komórka, stąd też po wyświetleniu się numeru telefonu, zwróciła się do ambasadora.
-Przepraszam, ale muszę odebrać. Za chwilę wrócę – i odeszła kilka metrów dalej. Tam też skierowała swój wzrok w drugą stronę i zaczęła prowadzić rozmowę. Widząc to Feliks postanowił obserwować stojących przed nim rekonstruktorów. Wtedy też dostrzegł dowcipną nastolatkę, która nadmuchała kolejną torebkę i podeszła z tyłu konia, aby zrobić kolejny numer. Gdy jednak uderzyła w torebkę, huk spowodował, że wystraszony koń wierzgnął tylnymi nogami i uderzył nastolatkę, która upadła na ziemię i straciła przytomność. Następnie koń wyrwał się do przodu i zaczął galopować na oślep, wprost na Monisę. Ta zaś była odwrócona i zajęta rozmową, stąd też nie widziała co dzieje się za jej plecami. Feliks niewiele myśląc ruszył w kierunku wiceministerki, którą pochwycił za ramiona i pchnął na ziemię, a następnie upadł obok niej.
-Oszalał pan! – krzyknęła i w tym samym momencie poczuła obok siebie przebiegającego konia, który pogalopował do przodu. Zaraz też ambasador wstał z ziemi i podał rękę zupełnie zaskoczonej Monisy. Ta przez chwilę patrzyła na oddalającego się konia i w końcu chwyciła dłoń Feliksa.
-Przepraszam, ale gdybym tego nie zrobił, ten koń by panią stratował – tłumaczył się ambasador.
-To ja przepraszam, bo gdyby nie pan, byłoby ze mną źle. – Następnie spojrzała na tłum krzyczących ludzi, który zebrał się przy nieprzytomnej nastolatce. – Co tam się stało?
-Ten koń kopnął nastolatkę, która upadła na ziemię.
-Czemu ten koń to zrobił? – pytała dalej Monisa.
-Widziałem jak ta dziewczyna wystraszyła konia!
-Konia wystraszyła? W jaki sposób?
-Uderzyła w nadmuchaną papierową torebkę. Kilku minut wcześnie w taki sam sposób wystraszyła mnie.
-To teraz będzie wiedziała, że koni nie można straszyć – rzekła Monisa i spoglądała na nadjeżdżającą karetkę pogotowia, z której wybiegły dwie lekarki i rozpoczęły reanimację nastolatki.
-Miejmy nadzieję, że wyjdzie z tego – rzekł ze współczuciem Feliks.
-Gdyby nie pan, to ja też mogłabym teraz leżeć nieprzytomna na ziemi. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Nie wiem jak, ale powinnam się panu jakoś odwdzięczyć!
-Nie ma o czym mówić.
-Jak ochłonę, to coś wymyślę – stwierdziła Monisa i otrzepała kurz ze swojej sukienki. – Trochę mi się pobrudziła.
-Ja też mam pobrudzone spodnie.
-Właściwie to teraz powinnam panu te spodnie uprać, bo przeze mnie pan się pobrudził – zażartowała.
-Właściwie, to mogłaby pani zrobić dla mnie coś innego – rzekł tajemniczo Feliks.
-Pewnie chce pan, aby załatwić coś w ministerstwie?
-Nie łączę spraw zawodowych z prywatnymi. Mam inną prośbę.
-Zatem słucham?
-Chciałbym, żeby poszła pani ze mną na przyjęcie weselne, jako osoba towarzysząca. – Propozycja ta zaskoczyła zupełnie Monisę, który po chwili odparła.
-Ledwie się znamy i już mnie pan zaprasza na wesele?
-Widzimy się już drugi raz – stwierdził Feliks.
-Chętnie z panem pójdę. A kiedy to ma być?
-Dokładnie za miesiąc.
-To ja teraz zapraszam pana na lody. Jest tutaj w pobliżu taka mała lodziarnia, w której moja znajoma serwuje bardzo dobre lody gałkowe – zapewniła Monisa.
-To idziemy – stwierdził Feliks.
-Skoro już idziemy na lody, to chyba wypada mówić sobie po imieniu – zaproponowała z uśmieszkiem Monisa.
-Dobrze Moniso.
-Oswoiłeś się już z naszymi zwyczajami?
-Nie jest to takie proste, ale myślę, że do końca roku mi się to uda. – Słowa te rozbawiły znajomą ambasadora, który coraz bardziej ulegał jej urokowi.
-Może w Feminstanie mężczyźni są trochę dyskryminowani, ale z pewnością nie są tak wykorzystywani, jak kobiety w wielu krajach Azji.
-Byłem w kilku krajach azjatyckich i przyznaję, że kobiety mają gorzej.
-Gorzej? – rzekła z ironią w głosie. – Niedawno przez miesiąc byłam w Azji na wyjeździe służbowym w kilku krajach i zobaczyłam, jaki jest los tamtejszych kobiet. Ale wrócimy do tego tematu później – oznajmiła Monisa, gdyż znaleźli się przy lodziarni. – Jakie chcesz smaki?
-Śmietankę i czekoladę – odparł Feliks.
-Witaj Anabello – zwróciła się do swojej znajomej Monisa.
-Widzę Moniso, że wreszcie nie jesteś sama! – odpowiedziała sprzedawczyni i uśmiechnęła się do Feliksa.
-Dzień dobry – rzekł ambasador i również się uśmiechnął.
-Dla mojego bohatera, który dzisiaj mnie uratował, podwójna gałka śmietankowa i czekoladowa.
-A mogę wiedzieć Moniso, jak cię ten pan uratował?
-Porwał mnie w ostatniej chwili przed rozpędzonym czarnym koniem.
-Tutaj niedawno przebiegł taki czarny koń, ale już go policja pochwyciła – przekazała wiadomość sprzedawczyni. – Skoro tak, to dam potrójne gałki, a oczywiście płacicie za podwójne – i zrobiła to co zapowiedziała.