Rozdział 11. W pierwszy poniedziałek czerwca Feliks od samego rana sumiennie pracował w ambasadzie i nadrabiał zaległości, które miał jeszcze po swojej poprzedniczce.
Nie zorientował się nawet, że wybiła godzina trzynasta, kiedy to rozpoczynała się popularna sjesta.
-Chyba czas na przerwę? – przemówił Hodus, stojąc w drzwiach gabinetu ambasadora.
-Muszę to skończyć, bo to już nie może dłużej czekać. Gdybyś mi trochę pomógł, to uwiniemy się w pół godziny – rzekł Feliks i uśmiechnął się do sekretarza.
-Dobrze. To co mam robić? – W tym samym momencie zadzwoniła komórka Feliksa, który uśmiechnął się myśląc, że dzwoni Monisa.
-Witam Mobutu – odpowiedział wyraźnie rozczarowany i słuchał wywodu swego kolegi z Madagaskaru. – Dobrze. Jestem za. W najbliższą sobotę o dwudziestej. – Następnie słuchał radosnego głosu Mobutu, który bardzo cieszył się na myśl o sobotniej imprezie. – Dobrze, będę czekał u siebie w ambasadzie. To do soboty. Cześć – i odłożył komórkę na biurko.
-Czyżby to tajemnicza pani wiceminister? – zapytał z uśmieszkiem na twarzy Hodus.
-Niestety, nie. To ambasador Madagaskaru, o którym ci mówiłem rano. Znalazł jakiś nocny klub i chce, żebym z nim tam poszedł w sobotę.
-Tutejsze nocne kluby są drogie i możesz się nimi rozczarować – oznajmił sekretarz ambasady.
-Czyżbyś chciał mnie zniechęcić? – zapytał Feliks.
-Ja tylko powiedziałem, że nie jest to rewelacja, ale być może tobie się spodoba.
-To dopiero w sobotę. Weź te dokumenty i opisuj je na dole według tego wzorca. Ja później tylko się pod nimi podpiszę. Jest ich tyko dwadzieścia.
-Ulżyło mi, że tylko dwadzieścia – zażartował Hodus. Następnie zabrał plik dokumentów i udał się do sąsiedniego pokoju, gdzie sam urzędował.
Kilka minut później sekretarz polskiej ambasady odebrał telefon z ministerstwa spraw zagranicznych Feministanu, który był skierowany do Feliksa. Wziął więc przenośny aparat telefoniczny i pospiesznie poszedł do gabinetu szefa, który właśnie kończył podpisywać ostatnią stertę dokumentów.
-Dzwonią z ministerstwa, ale do ciebie!
-Do mnie? – zdziwił się ambasador i odebrał przenośny telefon. – Dzień dobry. Feliks Zniewieściały z tej strony. – Następnie usłyszał głos kobiety, która podniesionym głosem zaczęła go krytykować. Gdy w końcu skończyła, Feliks szybko jej odpowiedział. – Proszę pani, ja złożyłem listy uwierzytelniające w poprzednim tygodniu i mam potwierdzenie od państwa. – W tym samym momencie usłyszał w słuchawce kobiecy śmiech, który jak się okazało, był śmiechem Monisy. Ta szybko przeprosiła go za żart i obiecała, że to już więcej się nie powtórzy.
– Ale mnie pani nabrała – odparł ambasador i słuchał jej dalszego tłumaczenia. Po chwili złożyła mu propozycję spotkania. – Bardzo chętnie. Powtórzę więc, aby się upewnić. W piątek o dwunastej na Placu Niepodległości przy redukcji. I rozumiem, że to nie jest żart? – Po tych słowach usłyszał zapewnienie Monisy, że tym razem nie żartuje i zaprasza go na spotkanie. – Dziękuję za zaproszenie. Do zobaczenia w piątek – i zakończył rozmowę.
-Tym razem to ona? – zapytał Hodus.
-Tak. Ale jaka z niej dowcipnisia! Już dawno nikt mnie tak nie nabrał – stwierdził Feliks i podał przenośny telefon sekretarzowi. – Ciekawe, że chce się spotkać w piątek w południe?
-Zapomniałem ci powiedzieć. W piątek jest tutaj jedno z trzech świąt państwowych.
-To mają aż trzy święta państwowe?
-W piątek jest rocznica powstania przeciwko kolonistom, które wywołała Maria Sonito. W lipcu jest święto proklamowania niepodległości przez Feministan, a w grudniu są urodziny królowej Marii Beaty.
-To świętujecie urodziny królowej?
-Tak. To jest ruchome święto i jak władzę obejmuje nowa królowa, to wtedy świętujemy w dniu jej narodzin.
-U nas w Polsce, gdyby świętowano rocznicę urodzin prezydenta, to niektórzy dostaliby chyba apopleksji – zażartował Feliks.
-Tutaj siedemnastego grudnia jest taka feta, jak w karnawale. Zobaczysz w grudniu.
-Mam nadzieję, że dotrwam.
-Mam wrażenie, że już trochę się oswoiłeś ze zwyczajami Feministanu! A nowa nieznajoma z pewnością ci w tym pomoże – rzekł z uśmiechem Hodus.
-Powiem ci, że jej czarne kręcone włosy są rozbrajające.
-Jak ciebie rozbrajają same włosy, to już po tobie – zażartował sekretarz. – W piątek zrób jej zdjęcie, to chętnie zobaczę.
-Dobrze. Ja już skończyłem, a tobie dużo zostało?
-Jeszcze jeden.
-Tak szybko to opisałeś? – zdziwił się Feliks.
-Ja to już robię od dziesięciu lat.
-Jesteś lepszy od maszyny. To je przynieś, ja podpiszę i możemy się zbierać – Zaraz też Hodus przyniósł dokumenty, które ambasador pospiesznie podpisywał. Gdy już złożył podpisy na dokumentach, pojawił się ponownie sekretarz, który dał mu do podpisu ostatni kwit. – Dziękuję ci za pomoc – oświadczył Feliks i po złożeniu ostatniego podpisu głęboko odetchnął. – Możemy iść. – Następnie wziął swoją saszetkę i razem z Hodusem wyszli z budynku ambasady.