Ustami Kevina De Bruyne Belgowie określili swój stosunek do Ligi Narodów. „To nieważne rozgrywki”, rzekł gwiazdor Manchesteru City.
Za chwilę jednak Czerwone Diabły zostały upokorzone przed własną publicznością przez Holendrów (1:4). Jak ważne są dla Belgii starcia z sąsiadami – wiadomo od zawsze. To obudziło medalistów ostatniego mundialu; nie wypadało im tak grać, potrzebowali rehabilitacji. Niestety (jak się okazało…), na drodze rozochoconych Belgów stanęła reprezentacja Polski. A De Bruyne? Pokazał polskim pomocnikom, jak gra wielki rozgrywający.
Gospodarze natarli na nas od początku. Hazard nie trafił w bramkę, Batshuayi już tak – ale ze spalonego. Było groźnie. Potem zrobiło się trochę spokojniej. Belgowie nadal prowadzili grę, próbowali kombinacji w trójkącie De Bruyne-Hazard-Batshuayi w okolicach polskiego pola karnego. Biało-Czerwoni głównie za rywalami biegali. I nagle… objęli prowadzenie. Nieźle grający od początku Zieliński poprowadził piłkę wzdłuż „szesnastki”, krótko zagrał do Szymańskiego, a ten „z pierwszej” podciął do Lewandowskiego. Kapitan w swoim stylu uniknął spalonego, przyjął i strzałem z powietrza uprzedził wychodzącego Mignoleta.
To był najlepszy okres gry Polaków w tym meczu, bo przed i po golu dobrze poczynali sobie również w obronie. Do czasu…
Krótko przed przerwą Carrasco znakomitym otwierającym podaniem uruchomił wbiegającego w pole karne jak taran De Bruyne. Strzał lidera gospodarzy obronił Drągowski (wbrew wynikowi to był niezły występ bramkarza Fiorentiny), ale piłka trafiła do Witsela, który świetnie uderzył sprzed pola karnego przy słupku. Do przerwy remisowaliśmy i raczej nie zanosiło się na to, co stanie się po niej…
Polacy wytrzymali do sześćdziesiątej minuty. Wtedy zaczęła się rzeź…
Prowadzenie Belgom dał De Bruyne. Potem znakomicie przywitał się rezerwowy Trossard, trafiając dwukrotnie. Drugi gol pomocnika Brighton był cudny:
https://www.youtube.com/watch?v=vMrcjE6yPdU
Gorszy nie chciał być Dendoncker:
https://www.youtube.com/watch?v=GP3yOKk83hQ
Gol na 6:1 padł już niejako „przy okazji”…
Polacy nie dali rady w obronie i nie istnieli w ataku. Fatalna druga połowa pokazała, jak dużo pracy czeka Czesława Michniewicza nad skutecznym przeciwstawianiem się silnym rywalom. Nad grą w defensywie w sytuacji, kiedy mocny przeciwnik się rozkręca i zaczyna wrzucać naszych „na karuzelę”.
W sobotę gramy z Holandią.