Czerwiec będzie stał pod znakiem meczów reprezentacji Polski w piłkarskiej Lidze Narodów. Selekcjoner Czesław Michniewicz powołał na te spotkania aż 40 graczy. Jak dotarli na piłkarski szczyt? Wczesny wyjazd za granicę? Długie kopanie piłki w małym, wiejskim klubie? Przebijanie się przez kolejne szczeble w akademii jednej z polskich potęg? A może wyjazdy na obozy, które pozwalają nadać swojej karierze impetu? Dróg do piłkarskiej reprezentacji Polski jest wiele, a wszystkie łączy talent poparty ciężką pracą. Chciałbyś, żeby twoje dziecko zagrało kiedyś w biało-czerwonej koszulce? Dowiedz się jak inni to zrobili!

 Podbój świata od najmłodszych lat

Jedną z dróg do piłkarskiego sukcesu i przedarcia się do reprezentacji Polski jest wczesny wyjazd za granicę, do akademii wielkiego klubu i wydeptywanie sobie krok po kroku dróg do debiutu w jednej z największych lig świata. Wtedy żaden selekcjoner cię nie przegapi! To droga, którą szedł na przykład Wojciech Szczęsny. Syn byłego bramkarza Macieja już w wieku 15 lat poleciał z Legią Warszawa na pierwszy seniorski obóz, a zaledwie rok później stał się bohaterem głośnego transferu do londyńskiego Arsenalu. Arsene Wenger od początku widział w młodym golkiperze „to coś”, jednak droga do debiutu w barwach Kanonierów nie była usłana różami. Mimo wielkiego talentu „Szczena” jeszcze przed pierwszym powołaniem do meczowej kadry przeżył chwile grozy. Pół roku po swoich osiemnastych urodzinach w trakcie treningu na siłowni stracił równowagę podnosząc sztangę i złamał obie ręce. Na szczęście nie złamało to w nim ducha i niewiele ponad pół roku później po raz pierwszy znalazł się w kadrze meczowej pierwszej drużyny.

Jego kariera w reprezentacji Polski zaczęła się bardzo wcześnie. Jako 17-latek wziął udział w MŚ U-20, w trakcie których Polska pokonała Brazylię za sprawą trafienia Grzegorza Krychowiaka. Dwa lata później po raz pierwszy pojawił się na zgrupowaniu dorosłej kadry, kiedy Franciszek Smuda powołał go na towarzyskie mecze z Rumunią i Kanadą, a w starciu z tym drugim rywalem doczekał się debiutu. Pomiędzy jego debiutem w barwach Arsenalu a pierwszym meczem w seniorskiej kadrze minęły niespełna dwa miesiące. Droga Wojtka Szczęsnego to dowód na to, że wyjazd do wielkiego klubu w młodym wieku może otworzyć szeroko drogę do wielkiej kariery. Dzisiaj ma na koncie 62 mecze w biało-czerwonych barwach.

Odbicie się od bram raju

Nie zawsze jednak trafienie w młodym wieku do akademii wielkiego klubu oznacza automatycznie początek drogi usłanej różami. Boleśnie przekonał się o tym Kamil Glik, który jako nastolatek trafił do Realu Madryt C, gdzie miał okazję poznać chociażby legendę Los Blancos, Raula Gonzaleza. W trakcie przerw na mecze reprezentacji, większość piłkarzy Realu rozjeżdżała się po świecie na zgrupowania drużyn narodowych, co otwierało takim jak Glik młodym talentom szansę trenowania z pierwszym zespołem. Młody stoper traktował to jako wielkie wyróżnienie. Niestety jego przygoda z Królewskimi potrwała tylko rok, po którym przyszło mu spakować manatki i wracać do Polski.

– Trenowałem w jednej z najlepszych szkółek piłkarskich na świecie. Będąc tam, mogłem na co dzień doskonalić technikę w dogodnych warunkach, miałem możliwość występów przez cały rok, byłem w rytmie meczowym, przez co na pewno stałem się lepszym piłkarzem. Dlatego nie traktuję spędzonego tam czasu w kategoriach porażki – opowiadał w rozmowie z realmadrid.pl Glik.

Jako dwudziestolatek z Realem w piłkarskim CV trafił do jednego ze słabszych wówczas zespołów polskiej ekstraklasy – Piasta Gliwice, z którym w kolejnym sezonie spadł do pierwszej ligi. Jego umiejętności wpadły jednak w oko włodarzom Palermo, z którym podpisał 5-letnią umowę. We Włoszech rozkwitł, zostając legendą Torino i podporą naszej drużyny narodowej. Okazało się, że krok do tyłu w postaci powrotu do ekstraklasy pozwolił mu zrobić później skok do przodu. W wieku 22 lat po raz pierwszy zagrał w reprezentacji Polski, od tego czasu nazbierał w niej 92 występy i 6 bramek.

 Obóz dający rozpęd

Czasami nie tylko wybór klubu, w którym trenuje się na co dzień, ma wpływ na rozwój kariery. Żeby zrobić ten krok ku udanej karierze, trzeba w wieku juniorskim szukać różnych możliwości rozwoju. Aż czterech zawodników powołanych przez Czesława Michniewicza na czerwcowe spotkania Ligi Narodów ma w swoim młodzieżowym CV ten sam punkt: udział w obozach Polish Soccer Skills. Karol Linetty, Kamil Jóźwiak, Kamil Pestka i Jakub Kiwior w ramach tego projektu mogli skorzystać z dodatkowych treningów pod okiem specjalistów z najlepszych zachodnich akademii.

– Oczywiście sukces tych zawodników to nie tylko nasza zasługa, ale cieszę się, że mogliśmy dołożyć do tego sporą cegiełkę. Na naszych obozach uczestnicy mogą korzystać z tego, że przy treningu technicznym na każdą czwórkę młodych graczy przypada jeden trener. Do tego dobra postawa na obozach przekłada się na powołania do reprezentacji Polish Soccer Skills, w barwach której piłkarze mierzą się z przeciwnikami z renomowanych zachodnich akademii. Ci, którzy żyją piłką i chcą połączyć dobrą zabawę z rozwojem, na pewno na naszych obozach korzystają – podkreśla Ewelina Stępień-Kunik, prezes Polish Soccer Skills.

Takie inicjatywy to dobry pomysł dla rodziców młodych graczy, którzy chcą swoim synom lub córkom dać szansę do zrobienia skoku rozwojowego i powrotu do klubu po wakacjach ze znacznie lepszymi umiejętnościami. Pamiętajcie: piłkarzem się jest, a nie bywa i reprezentanci Polski doskonale to wiedzą!

Lekkoatletyczne zaplecze

Jednak nie tylko piłkarskie treningi dają paliwo do rozwoju i napędzają drogę do reprezentacji Polski. Przykładem tego jest Przemysław Płacheta. Skrzydłowy Norwich City jako nastolatek łączył grę w piłkę z treningami lekkoatletycznymi – biegał na 400 metrów na tyle szybko, że dostawał powołania do wojewódzki kadr lekkoatletycznych. Nic dziwnego, że kiedy jako 16-latek debiutował w trzecioligowej Polonii Warszawa, trener krzyczał do swoich rozgrywających „Grajcie na Przemka, oni nawet na rowerze go nie dogonią”. Faktycznie, nie doganiali, i do dzisiaj miewają z tym spore problemy. I chociaż pierwsza zagraniczna przygoda w RB Lipsk, podobnie jak Real w przypadku Glika, okazała się nie do końca udana, to szybkość do dziś jest wielkim atutem dynamicznego skrzydłowego, który dał mu przepustkę nie tylko do gry w Anglii, ale również w reprezentacji Polski. Warto rozwijać się wszechstronnie, a atuty motoryczne są bardzo istotne w dzisiejszym futbolu!

fot. Mikołaj Barbanell/shutterstock.com

Odnaleźć swoje korzenie!

Czasami droga do gry w biało-czerwonych barwach prowadzi nie tylko przez boisko czy bieżnię, ale również przez zakurzone archiwa, rodzinne albumy czy długie rozmowy z dziadkami. Za kadencji Franciszka Smudy o takich kadrowiczach z odzysku, którzy w dość zaawansowanym wieku przypominali sobie o odległych polskich korzeniach, mówiło się „farbowane lisy”. Do tej grupy zaliczali się Ludovic Obraniak, Sebastian Boenisch, Damien Perquis czy Eugen Polanski, których odbiór w oczach kibiców reprezentacji Polski był kiepski. Z tej grupy najbardziej bronił się Obraniak, dzięki swoim piłkarskim umiejętnościom.

Wcześniej takimi „zagranicznymi Polakami” w biało-czerwonych barwach byli zawodnicy wyrastający swoim piłkarskim poziomem ponad resztę zespołu, jak Emmanuel Olisadebe u Jerzego Engela czy Roger Guerreiro w zespole Leo Beenhakkera. Adam Nawałka miał w swojej drużynie z kolei Thiago Cionka, który był jego żołnierzem do zadań specjalnych.

Obecnie w reprezentacji Polski na prawym wahadle możemy podziwiać gracza Aston Villi Matty’ego Casha. Trudno jednak nazwać go farbowanym lisem, bo jego związki z naszym krajem są realne, a nie oparte na stuletnich zapisach archiwów parafialnych – jego mama, Barbara, jest Polką. Sam piłkarz swoim uśmiechem, umiejętnościami i charakterem błyskawicznie przekonał do siebie kibiców i kolegów z zespołu.