Pracowałem kiedyś w sklepie z alkoholami. Raptem cały tydzień. Myłem podłogi, ustawiałem butelki na półkach, latałem na pocztę i na śmietnik. No i właśnie ten śmietnik! Znajdował się na podwórku posesji, do którego wchodziło się przez furtkę z domofonem a aktualnego kodu mi szefowa nie podała. No więc stoję tak razu pewnego pod tą furtką z kartonami pełnymi śmieci i czekam aż się ktoś z lokatorów nade mną zlituje. A to Praga – tam nie ma litości!… Stoję więc i przypominają mi się studia. To znaczy: że w ogóle mam wyższe studia mi się przypomina. Ale nawet nie zdążyłem się na dobre rozrzewnić z tego tytułu, bo już zostałem z tej roboty wyjebany. Ponoć się tam koncepcja właścicielowi zmieniła czy coś…