Stał na estradzie w Pradze
Pięściami, zaperzony,
Walił w pulpit przed sobą
I przez trzy mikrofony

Wrzeszczał: „To jest nieprawda
Co puchnie jak jakieś drożdże!
To jest ohydne kłamstwo!
Ja je tutaj przygwożdżę!

To oszczerstwo, że u nas,
W naszej wschodniej Jewropie,
Narody nie są na wolnej
I niepodległej stopie!

Że jakiśkolwiek naród
Nosi naszą obrożę
To jest (krzyczał) nieprawda!
Ja jej tu koniec położę!

Że jakiśkolwiek naród
Poczuwa się uciskany
I pragnie jakiej społecznej
Czy politycznej zmiany,

To jest (krzyczał) nieprawda,
Ze nasi krasnoarmiejce
Trzymają kogokolwiek
Za mordę, wzgl. za lejce,

Że jakiśkolwiek naród
Ma rząd, który nie w smak mu,
I władzę, której nie kocha,
I że wolności brak mu!

I że komuś dolega
Nadmiar sowieckiej kontroli,
To jest nieprawda! Każdy
Naród po dobrawoli

Sam sobie wybrał własny
Ludowo-demokratyczny,
Na naszym wzorowany,
Ustrój socjalistyczny!

Każdy naród sam z siebie
Z pogardą i z ohydą
Zerwał więzy ze zgniłym
Zachodem – i pod egidą

Sowiecką jest wolnym członkiem
W naszej wspólnej rodzinie!
Kto mówi o niewoli,
O żelaznej kurtynie

Co jakieś marzenia tłumi,
Krzyk głuszy i opór łamie
I wolności zabrania –
Ten kłamie! Słyszycie? Kłamie!

Kłamie (tak wrzeszczał Chruszczow)
Sabotaż sieje i zdradę!
Kłamie! Ja temu kłamstwu
Koniec na zawsze kładę!”

Tak on krzyczał. I w pulpit
Pięścią do taktu walił
I tak się, wiecie, uniósł,
Tak się, wiecie, zapalił,

Tak sugestywnie wygłaszał
Te męskie, szczere zdania,
Z takim ogniem i z mocą
Takiego przekonania –

Tak wiarygodnie miotał
słowa swojej diatryby
Światu całemu w oczy –
Że słowo wam daję, gdyby –

Gdyby – kochani moi,
Ja sam otwarcie też tu
Przyznam – że gdyby nigdy
Nie było Budapesztu

I czołgów z czerwoną gwiazdą,
Z których radzieccy kamraci
Strzelali w twarze swoich
Węgierskich sióstr i braci,

Gdyby w pamięci przebrzmiała
Ta węgierska rapsodia
Nad bezimiennym grobem
Maletera i Nagy’a,

I gdyby w tej Pradze czeskiej
Jeszcze w bruk czeski nie wmokła
Krew Jana Masaryka
Wyrzuconego z okna,

I gdyby nie miliony
Uchodźców, dusz niczyich,
Emigrantów co z domu
Uciekać musieli, by ich

Do końca życia nie zakuł
W monopartyjne dyby
Ten łże-socjalistyczny
Ustrój wschodni, i gdyby

Socjalizm samozwańczy,
Ich socjalizm na niby,
Miał coś wspólnego z ideą
Socjalizmu, i gdyby

Proletariusze wszystkich
Narodów nie ginęli
W bratnich łagrach, w serdecznych
Czystych, w rodzinnej celi,

Tak jak Ehrlich i Alter
Złapani w mordercze tryby
Tego bolszewickiego
Socjalizmu, i gdyby

Nie trzeba było wznosić
Chińskiego muru w Berlinie,
Aby krewniaków na siłę
Zatrzymywać w rodzinie,

I gdyby moich wierszyków
W mym kraju, na granicy
Nie konfiskował celnik,
I gdyby bolszewicy

Nie zdradzili powstania
Warszawskiego, i gdyby
Nie Lwów i Wilno, i gdyby
Nie borysławskie szyby,

Gdyby nie kumoterstwo
Partyjne i brakoróbstwo
I afery złodziejskie
I wieczne drętwe głupstwo,

I gdyby nie przez całe
Straszne dwudziestolecie
Jedna rozpacz sowieckiej
Okupacji – to wiecie,

Tak się uniósł chłopisko
I rękami tak machał
Że gdyby nie to wszystko,
Ja sam bym się zawahał

W oczy mówił tak blisko,
Tak zęby w uśmiechu szczerzył,
Że gdyby nie to wszystko –
Ja sam bym jemu uwierzył…