obłędem kołujące ptaki na twojej koszuli
błędne światła miasta w milczeniu rozjeżdżające się
w oknie knajpy
ukrytej przed ludźmi
w ostatni piątek świata
jesteśmy niebiescy i boscy tacy
jak jazz
ramię pełne ciepła
pełne szczęścia oczy
kryształki z dźwięków fortepianu drżą esencją skóry
wino bez barwy z nic niesugerującą etykietą
dylematu „dlaczego nie”
dlaczego
nie odfruwacie ptaki z jego koszuli
uciekajcie
od niepotrzebnych nikomu
miłości