Mały Zajączek kicał ścieżką przez wieś, rozglądając się bacznie dookoła. Nigdzie nie widział ludzi, a zbliżały się Święta Wielkanocne. Czyżby zapomnieli? Słońce też nie wystawiało swoich promieni zza ciemnych chmur, które spowijały niebo. Zajączek uwielbiał święta.
Zawsze kicał wśród pisanek z wymalowanym na pyszczku uśmiechem. A w tym roku? Jak sprawdzić, czym są zajęci mieszkańcy?
Zobaczył za ogrodzeniem psa Łatka.
– Możesz mi pomóc? – zapytał.
Pies udawał, że nie słyszy.
– Martwię się, czy w tym roku będą święta. Nigdzie nie widzę białych obrusów i jajek. Wszędzie ponuro i smutno.
– Nie martw się. Na wszystko przychodzi czas – szczeknął Łatek i wrócił do przerwanej drzemki.
Zajączek pokicał dalej. Zobaczył stado kur wydziobujących robaki. One na pewno będą wiedzieć, czy Wielkanoc się odbędzie – pomyślał.
– Witajcie kurki, czy wasi gospodarze szykują pisanki?
– Skąd mamy to wiedzieć, Zajączku. Nic nam nie mówią. Ufamy im. Oni nas dobrze traktują i zawsze wiedzą, co robić. Tym razem pewnie też tak będzie.
Zajączek pokicał dalej. Zobaczył w oborze krowy z długimi rzęsami, które mrugały leniwie i piły wodę, a obok nich świnie rywalizowały o miejsce przy korycie.
– Może wy wiecie, co z Wielkanocą w tym roku?
– A co ma być? Nie martw się na zapas. Ciesz się wiosną – powiedziała najbardziej łaciata z krów i zaczęła pić wodę.
Zajączek wrócił do swojej norki. Długo nie mógł usnąć. Rano obudził go świergot ptaków. Zając przeciągnął się i ostrożnie wyjrzał ze swojego domu. Piękne słońce wznosiło się wysoko na niebie, wołając do niego:
– Już czas, Zajączku. Już czas.
Zdumiał się i rozejrzał wokół. Cały świat pojaśniał. Drzewa przystroiły się w drobne listeczki, hiacynty i żonkile wychyliły pachnące płatki, pracowite pszczoły grały wiosenną melodię, a kolorowe motyle fruwały obok nich. Gospodarze ustawili pośrodku podwórza ogromny stół nakryty białym obrusem, a na nim koszyki ze święconką. Czegoż tam nie było! Białe baranki z cukru, swojska kiełbasa, pisanki, chrzan, sól, borówki… Wszystko pachniało obłędnie. Zajączek wskoczył obok koszyczków i uśmiechnął się do siebie. Zwierzęta miały rację. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. A ludzie, choćby nic na to nie wskazywało, pielęgnują tradycję.